08.07.2014r. - czwartek
~~Nicole~~
Zawsze byłam przykładną uczennicą. Miła, pomocna, zawsze przygotowana na lekcję. Oczywiście zdarzały się wpadki, takie jak ucieczka z lekcji lub zwyzywanie jakieś szmaty przy dyrektorze. To jednak nigdy nie zagroziło mojej wzorowej reputacji. Była tylko jedna jedyna rzecz, przez którą traciłam w oczach nauczycieli - czerwiec. Zawsze byłam aktywna na lekcji i przez cały czas tryskałam energią, ale w czerwcu moja radość i cierpliwość się wyczerpywały. Na zajęciach leżałam na ławce, a na pytania odpowiadałam półsłówkami. Korzystałam z każdej okazji do opuszczenia lekcji i nawet nie ukrywałam się z przekleństwami i obelgami. Jednak po tym miesięcznym PMS, jak to zwykł nazywać Omar Idiota, następowała ta jedna, wymarzona chwila. Wakacje. W młodszych klasach zawsze dobrze się bawiłam, ale w końcu następowała ta minimalna tęsknota za szkołą. Teraz też? Zdecydowanie nie. Liceum dało mi nieźle popalić. Codzienna nauka, tona zadań domowych. Po co miałam tam wracać? Treningi? Mogę trenować nawet na podwórku. Znajomi? Nie znosiłam mojej teraźniejszej klasy; poza nielicznymi osobami oczywiście. Spokój w codziennej monotonii? Szczerze jej nie znosiłam. Dlatego właśnie postanowiłam cieszyć się wakacjami i nie myśleć o tym, że dni i nasza podróż mijają w zastraszająco szybkim tempie.
Zdążyliśmy zwiedzić już trzy miasta, a ja czułam się jakbyśmy godzinę temu wyjechali ze Szwecji. Ten dzień mijał jednak spokojnie i leniwie. Ateny były naprawdę uroczą miejscowością. Nie były tak nowoczesne jak Londyn, jednak nie były to też jakieś ruiny. Podobało mi się tutaj, chociaż moje serce nadal podbijały Włochy.
Nikt się dzisiaj nie śpieszył, bo uwzględniliśmy mało miejsc do zwiedzania. Mimo to i tak zostało tam trochę czasu przed odjazdem, więc wybraliśmy się na plażę. Morze szumiało cicho, a nad naszymi głowami słychać było odgłosy ptaków. Czułam się jak w filmie. Teraz właśnie zza molo powinien wyjść Logan Lerman, niosąc wielki bukiet żonkilów, przytulić mnie i powiedzieć, że jednak wrócił. Nie wiem gdzie był, ale tak jest w filmach, prawda?
Zamiast tego zobaczyliśmy Felixa i Omara. Pierwszy niósł jakieś niezidentyfikowane zawiniątko, Rudberg za to trzymał w rękach jakieś paczki, z których unosił się... dym? Para? Nie ważne. Ważne jest to, że było to jedzenie.
-Spotkaliśmy jakąś miłą panią po drodze... - zaczął Sandman.
-Wiesz, że zwykle tak zaczynają wypowiedź dzieci, które zaczepił pedofil - przerwała mu z uśmiechem Elena. Oscar przybił jej piątkę.
-Tak jak już mówiłem - kontynuował niezrażony Felix. - Spotkaliśmy jakąś miłą panią, która opowiedziała nam mit o Afrodycie. Była to bogini piękności...
-No co ty nie powiesz - mruknęłam.
-... i nosiła często kwiaty we włosach - nie mam pojęcia czy nie usłyszał, czy mnie zignorował. - Powiedziała, że plecie wianki i jeśli chcemy uczynić nasze dziewczyny lub przyjaciółki Afrodytami, może nam je dać. - wyciągnął z torby pierwszy wianek, który był naprawdę piękny. Założył go Molly. Zmrużyłam z uśmiechem oczy.
-Nie - powiedziała szatynka.
-Co?
-Nie mów tego co chcesz powiedzieć.
-A co chcę powiedzieć? - uniosła brwi na moje pytanie, a ja zachichotałam. - Nie sądzisz, że...
-Nie - przerwała stanowczo.
-Ale...
-Nie - nie dała mi nawet dojść do głosu.
Otrzymałam jednak śliczny wianek, więc zajęłam się kontemplowaniem jego okazałości. Molly wdała się w rozmowę z Felixem, a w mojej głowie zrodził się szatański plan.
___________
Hej!
Długo mnie nie było? Mam nadzieję, że nie
Rozdział krótki, ale mi się podoba. Serio, podoba mi się. Rzadko podoba mi się to co piszę, ale ten będzie chyba moim ulubionym
No to do następnego!
CZYTASZ
Life is a surprise • o.e • o.r
FanfictionŻycie nie jest nudne Życie nie jest monotonne Życie nie jest przewidywalne Życie jest niespodzianką