I.4.

201 22 13
                                    

Angela wjechała z powrotem na pas ruchu dla samochodów, a potem zawróciła na końcu drogi, kierując się w stronę Placu Dominikańskiego.

– Jak się tu znalazłaś? Chyba mnie nie śledziłaś? – spytałem, markując oburzenie, bo od czasu jej pierwszej wizyty nic nie wydawało mi się już dziwne. Byłem pewien, że mnie śledziła.

– Miałam zadzwonić, ale... - zawahała się – uznałam, że wolę cię zobaczyć osobiście.

– Tylko zobaczyć? – spojrzałem na nią prowokująco, unosząc brew.

– A jeśli nie tylko? – odparła z anielskim (pasującym do jej imienia, ale nie do charakteru) uśmiechem.

- To jedź prosto do mnie – zarządziłem, czując jak na mnie działa ten jej słodki wygląd i paskudny charakterek. Angela posłuchała.

Dwadzieścia minut później byliśmy pod moim blokiem. Angie sprawnie zaparkowała swojego porszaka i wyskoczyła z auta. Z wrażenia zapomniałabym swoich zakupów i prawdopodobnie do piątku bym głodował... Przypomniała mi jednak o nich.

Kiedy weszliśmy do mojego mieszkania, ona znowu rzuciła się na mnie, właściwie już w drzwiach. Tym razem porzuciłem zakupy w przedpokoju. - Stąd nie uciekną, nóżek nie dostaną – pomyślałem, po czym przygwoździłem blondynę do ściany gorącym pocałunkiem. W odpowiedzi jęknęła tylko głośno i oddała mi pocałunek z największą żarliwością. Pod sukienką wymacałem rękami jej majtki, których szybko się pozbyłem.

– Chcesz mnie znowu bzykać pod ścianą? Ty-ty niecierpliwy – żartobliwie pogroziła mi palcem. - Może jednak zaprosisz mnie do swojego łóżka?

– Jak sobie życzysz – pociągnąłem ją za rękę i rzuciłem na łóżko. Spojrzała na mnie prowokująco. Jej sukienka się lekko zadarła i odsłoniła interesujące mnie miejsca, bo majtki zostały w przedpokoju. Poczułem, że nie mieszczę się w żadnych ramach. Mój przyjaciel błagał, żeby go wypuścić i żeby mógł posmakować jej soczystej cipki. – Angie, nie gadaj przez chwilę – poprosiłem gardłowym głosem, klękając przy łóżku między jej nogami. Rozpiąłem tylko rozporek w swoich dżinsach, lekko opuściłem majtki, włożyłem ręce pod jej tyłek i przyciągnąłem ją szybko, nabijając na siebie. Wszedłem w nią do końca. Jęknęła, ale raczej z przyjemności niż bólu. Zresztą, w tym momencie było mi to bardzo dokładnie obojętne. Zarzuciłem sobie jej nogi na ramiona i zerżnąłem ją tak, jak dyktowało mi pragnienie.

– Chyba byłeś trochę wyposzczony, doktorku – zachichotała, kiedy wylałem w nią całe swoje pożądanie.

– No raczej. Trzymałaś mnie w niepewności przez ponad dwa tygodnie – odpowiedziałem z udawanym wyrzutem.

– Nie cieszysz się, że mnie widzisz? – prowokowała dalej.

– Sam nie wiem – odparłem, trzymając się tej samej konwencji. – Nie wiem, kto tu kogo ostatecznie dyma... - westchnąłem w końcu.

– Mogłam zadzwonić. A jednak przyjechałam – przypomniała mi.

– Dlaczego? Chyba nie po to, żebym cię przeleciał w korytarzu?

– Jak już mówiłam, wolałam cię zobaczyć niż dzwonić – powtórzyła. – I mam nadzieję, że nie powiedziałeś dziś jeszcze ostatniego słowa. Gdyby było inaczej, zadzwoniłabym tylko.

– Jak chciałaś zadzwonić? Nie dałem ci przecież swojego numeru telefonu – zreflektowałem się.

– 868456623? – wyrecytowała numer mojej prywatnej komórki, którego nie dawałem byle komu, więc miało go tylko kilka najbliższych mi osób.

TO JUŻ BYŁOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz