III.5.

128 17 9
                                    

Tak jak mówiłam, nadrobiłam już sporo historii, więc dziś mogę znowu wrzucić drugi rozdział :-)



Wieczorem wróciliśmy do obozu. Czułem się jak po wycieczce krajoznawczej. Zmęczony, ale podekscytowany. Pozostali byli po prostu zmęczeni. Tim był zawiedziony i rozgoryczony, bo nie udało nam się znaleźć nic ciekawego, a Tom Berger stwierdził, że jeszcze w życiu się tak nie wynudził. Od czasu naszego feralnego lądowania na lotnisku w Meridzie, pogoda na Jukatanie nie popsuła się ani na jeden dzień, a mocniejszego wiatru można było ze świeczką szukać.

– Obudźcie się koledzy – uśmiechnąłem się do obu, kiedy Nélson zabrał wojskowy sprzęt i wrócił do swoich. – Mamy ognisko zapoznawcze.

– Wiesz co? Dmucham na to twoje ognisko – burknął Tom. – Jest nas jedenaście osób, z czego tylko dwie kobiety. Na integrację, która mnie interesuje, są małe szanse, zwłaszcza że Ingrid ma oko na Torresa, a ta blondyna chyba na nikogo, bo ilekroć ktoś na nią spojrzy, mrozi go wzrokiem tak, że przydałaby się butelka whisky na rozgrzewkę. – Na te jego słowa o Angeli mimowolnie poczułem dreszcz. Przed oczami pojawił mi się obraz naszej ostatniej „aktywności" w lesie i uśmiechnąłem się, choć tego nie chciałem.

– A ty co zęby suszysz, Jake? – Tim klepnął mnie w plecy tak, że aż się zatoczyłem do przodu. – Chcesz wystartować do blondyny? Jeszcze ci się nie odechciało baby po twojej byłej żonie? – Tim wiedział, co wydarzyło się między mną a Kaśką. Był jednym z nielicznych przyjaciół, których miałem, i rozmawialiśmy o tym kilka razy.

– Odechciało się – odparłem – na jakiś czas. Ale serce nie sługa, a krew nie woda. Tim, ja się rozwiodłem cztery lata temu! Zresztą, o czym my w ogóle mówimy? Nie przylecieliśmy tu na podryw, prawda?

– Niby tak – wtrącił się Berger, który nie wiadomo czemu ciągle stał obok nas, przysłuchując się rozmowie. – Nie przyjechaliśmy na podryw, ale ruchać się chce... – Na te słowa Anglika obaj z Timem wybuchnęliśmy śmiechem.

– Idź do naszych lekarzy, może któryś ma tabletki z bromem – zasugerowałem złośliwie. A potem pomyślałem, że mi samemu by się takie przydały, żeby okiełznać te dzikie żądze, które odczuwałem na myśl o Angeli. A może ona miała rację? Może nie trzeba było tego powstrzymywać? Co nam szkodziło, skoro oboje na tym korzystaliśmy? W końcu dobry seks jeszcze nikomu nie wyrządził krzywdy...

– Hej, znowu odpłynąłeś, brachu – Tim szturchnął mnie w ramię. – Idę pod prysznic, widzimy się na kolacji.

– Tak, jasne – zreflektowałem się. – Ja też idę. Spociliśmy się dziś jak szczury.

Po kolacji Ramiro Torres zaprosił nas na miejsce, które przygotowywał chyba cały dzień. Wybrał miejscówkę na kamiennym podłożu, z daleka od drzew i naszych namiotów. Całą trawę wokół ogniska spryskał płynem antypalnym.

– Odkryliście coś ciekawego, jak nas nie było? – zagaiłem rozmowę, kiedy usiedliśmy wszyscy wkoło ogniska i Ramiro zaczął rozdawać nam piwo.

– Nic nowego. Przebadaliśmy jeszcze raz te wszystkie próbki i nic – odpowiedział Bartosz Grzywacz.

– Jutro idziemy do pierwszej wioski – dodał Maciej Jabłoński.

– A ty odkryłeś coś ciekawego? – spytała Angela mnie.

– Nie, ale dowiedziałem się, że w lesie mieszka ponad stuletnia szamanka. Chciałbym ją jutro odnaleźć.

– Dobra, dość o pracy – zaprotestował Bjørn Johansen. – To wieczorek zapoznawczy, panie i panowie – dodał, wznosząc swoją butelkę z piwem w ramach toastu. – Mimo okoliczności, cieszę się, że was poznałem.

TO JUŻ BYŁOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz