II.6.

127 19 7
                                    

Szybko jednak się opamiętałem. Przyszło oświecenie. Przecież oni wszyscy potrzebowali mojej pomocy. Może nie jako archeologa, bo najwyraźniej problem wcale nie był „kopalny", tylko realny, biologiczny, ale jako biolog mogłem się przydać, choćby pracując w laboratorium. Uznałem, że czas zacząć zachowywać się jak odpowiedzialny naukowiec.

Wróciłem do szpitala. Znalazłem Ingrid i spytałem:

– Angela wstrzyknęła temu choremu całą krew ze strzykawki czy coś zostało?

– Trochę zostało, bo ją powstrzymałam – odparła lekarka.

– Daj mi, proszę, tę resztkę. Zaniosę chłopakom do badania.

– Jasne. – Norweżka pobiegła do sali, gdzie leżał młody żołnierz i po chwili wyszła stamtąd ze strzykawką. Zaniosłem ją do laboratorium.

– Chłopaki, musicie to zbadać – pokazałem im strzykawkę. – I, gdybyście mogli, sprawdźcie też grupę krwi tego żołnierza i tę ze strzykawki.

– Jasne. Będzie za godzinę – odparł Grzywacz, a Jabłoński tylko spojrzał na mnie zdziwiony.

– Wysocki, idź się lepiej przejść. Wyglądasz nieciekawie – zauważył... nawet życzliwym tonem.

– Dzięki za radę, Jabłoński – odparłem, zaskoczony jego postawą – ale mam co robić.

Poszedłem prosto do Angeli, biorąc po drodze klucz od Ingrid.

– Jak mogłeś mnie tu zamknąć? – wydarła się na mnie z całej siły już od mojego wejścia.

– Angie, musiałem. Masz gorączkę, majaczysz. Zaniosłem twoją próbkę krwi do badania. Nie martw się, nie zostawię cię z tym samej – odpowiedziałem.

– Ty... troszczysz się o mnie? – zdziwiła się.

– A dziwi cię to?

– Tak. Myślałam, że cię nie obchodzę, że to był tylko... No wiesz. Tylko fajny seks.

– Przecież mówiłem ci, że cię lubię, wariatko – zaśmiałem się. Poczułem potrzebę, żeby do niej podejść i ją przytulić.

– Nie boisz się zarazić? – spytała zdziwiona.

– Boję jak cholera – przyznałem. – Ale obiecaj mi, że jak zachoruję, nie będziesz mi wstrzykiwała swojej krwi, okej? – puściłem do niej oko. Uśmiechnęła się nieznacznie. – A właśnie. Jaką masz grupę krwi, Angelo?

– Zero minus – odparła. – A ty? – W tym momencie zrozumiałem, że Angela nie mogła wyrządzić temu żołnierzowi krzywdy swoją krwią. Nikomu nie mogła. Miała grupę uniwersalnego dawcy.

– AB Rh dodatni. Jestem idiotą. Przepraszam, że w ciebie zwątpiłem, Angie.

– Jakoś to przeżyję. Całe życie ktoś we mnie wątpi... – westchnęła. – A najbardziej wątpił mój ojciec – zrobiła smutną minę. – Nie wierzył, że nadaję się do czegokolwiek.

– Ja wiem, że się nadajesz – zapewniłem ją. – Jesteś świetnym lekarzem. Prawdopodobnie uratowałaś temu chłopakowi życie, choć nadal nie wiem, jak. Obudził się, wiesz?

– Tak? – Jej oczy się uśmiechnęły, choć było widać, że się źle czuje.

– Zostań tu, proszę. Chłopcy skończą badanie twojej krwi i po obiedzie cię wypuścimy. Będziesz grzeczna? - spytałem.

– Jak nigdy – odparła i puściła do mnie oko. Wbrew sobie poczułem znajome ciepło w podbrzuszu.

– Ty mnie nie prowokuj, nie wypada mi wykorzystywać chorej kobiety – rzuciłem, wystawiłem do niej język i uciekłem z tej sali zanim sam zmieniłbym zdanie.

TO JUŻ BYŁOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz