VI.6.

121 15 2
                                    

A więc znowu jest 19 września 2019.

Przy kolacji rozmawiałem z Timem. Mój przyjaciel rzeczywiście nie pytał o nic, więc doszedłem do wniosku, że nie zauważył mojej nieobecności. Angela siedziała osobno i patrzyła jeszcze na mnie dziwnie, ale po kolacji podeszła i powtórzyła:

– Przyjdę, Jakub. Ale liczę, że opowiesz mi wszystko.

– Oczywiście – odparłem poważnie. I wtedy przypomniałem sobie, jak ja ją prosiłem, żeby mi wszystko opowiedziała, ale postanowiłem, że nie będę takim rewanżystą. To ja miałem teraz ostatnią szansę, żeby wszystko naprawić i zamierzałem to zrobić. Musiałem zrobić coś jeszcze... i miałem nadzieję, że nie będzie mi miała tego za złe.

Kiedy Angie przyszła do mojego namiotu, miała niepewną minę. Ale była taka śliczna...

– Nie rozumiem, jak to się stało... - zaczęła.

– Ja też nie, ale wygląda na to, że pierwszy raz w życiu Bóg wysłuchał mojej modlitwy – odparłem. – I nawet mi odpowiedział – dodałem, opowiadając jej zaraz rozmowę z Hunabem Ku w jego świątyni. – To naprawdę niesamowite, myślałem, że śnię, ale przecież nie można śnić tak długo.

– To było niesamowite – musiała przyznać – Hunab Ku rzadko kiedy odpowiada na głos, nawet nam.

– Angie, znaczy Ix U... Możesz dla mnie być Angelą, proszę?

– Mogę dla ciebie być, kim zechcesz, Kubuś – pogładziła mnie po głowie z czułością.

– Chcę, żebyś była sobą. Taką cię kocham.

– Naprawdę mnie kochasz? Jak to się stało? Jak się dowiedziałeś?

– Jak każdy idiota na tym świecie – odparłem. – Dopiero jak zniknęłaś, zrozumiałem, jak bardzo jesteś mi bliska.

– Stryj Itzamna mówił, że to już jutro – zauważyła.

– Właśnie dlatego chcę cię przekonać, żebyś została. Nie pozwolę temu huraganowi cię porwać. Zostaniesz ze mną, Angie?

– Ale Kubuś... jeśli teraz nie wrócę...

– Wiem, że proszę o wiele. Nie musisz się godzić, ale to jedyny sposób, żebyśmy mogli być razem. Ja nie mógłbym żyć w twoim świecie, a ty, jeśli tam wrócisz, nie będziesz mogła już wyjść za mojego życia. Nie spotkalibyśmy się nigdy więcej.

– Jest jeszcze Xiba – przypomniała sobie Angela.

– Profesor Xavier Friedrich? – spytałem kontrolnie.

– Skąd wiesz, że to on?

– Sam się przyznał.

– A więc on przyjedzie już niedługo. Będziemy musieli razem stawić mu czoła. Boję się o ciebie, Jakub.

– Mamy lekarstwo na jego wirusa – przypomniałem jej. – Oboje mamy we krwi przeciwciała. I przyniosłem nasiona Contraxiby – przypomniałem sobie.

– Czego?

– Tej rośliny, którą mnie wyleczyłaś. Tak ją nazwałem. Sam nadałem jej łacińską nazwę – zachichotałem. Wyjąłem z kieszeni woreczek i pokazałem jej.

– To prawda! To ta roślina! Przyniosłeś nasiona maxah z mojego ogrodu? – Angela niedowierzała. – Jakub, jesteś genialny! – krzyknęła, po czym rzuciła się na mnie i pocałowała mnie gorąco. Czułem na sobie jej słodki ciężar i zrobiło mi się ciepło. Poczułem też, jak krew zbiera mi się w jednym miejscu. Ależ miałem na nią ochotę...

TO JUŻ BYŁOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz