VI.3.

120 16 4
                                    

Obudziłem się chyba dopiero następnego dnia rano, ale ciężko było stwierdzić, bo tam nikt nie używał ani zegarków ani kalendarzy. Nie wiedziałem, jak oni mierzyli upływ czasu. Może mieli wbudowane zegary? A może nie mierzyli wcale, tak jak twierdziła Ix U. Grunt, że wszyscy mieszkańcy boskiego wymiaru wiedzieli, który jest dzień i jaka pora, a ja nie i strasznie mnie to wkurzało.

Mojej bogini nie było już w łóżku. Nie znalazłem jej też w domu, ale zostawiła dla mnie jakieś owoce na śniadanie i jeszcze trochę tych dziwnych liści, których nazwa mi nic nie mówiła. Zjadłem więc i kontynuowałem terapię liśćmi. Mój naukowy, racjonalny umysł ciągle jeszcze buntował się przeciw tym absurdom, ale nie miałem wyboru. Jeśli Xibalba naprawdę zaraził mnie wirusem, który miał wykończyć moje serce, to trzeba było chociaż spróbować się wyleczyć. Musiałem jej zaufać.

Ix U wróciła za jakiś czas. Wyglądała na zrelaksowaną.

– Wszystko w porządku, kochany? – spytała, widząc mnie w ogrodzie, gdzie przyglądałem się nieznanym mi roślinom.

– Tak. Już mi trochę lepiej, choć ciągle jestem słabszy niż bym chciał – odparłem.

– Chodź do łóżka, chciałabym cię zbadać – poprosiła.

– Tylko zbadać? – spytałem rozbawiony jej przejętą miną. Zawstydziła się, ale zaraz odzyskała rezon:

– Tylko zbadać, Kuba. Nie masz siły na nic więcej.

Ix U położyła mnie na łóżku, osłuchała i zmierzyła puls, a potem spojrzała mi w oczy i...

– Zdrowiejesz, kochany – zawyrokowała z uśmiechem.

– Czyli możemy pobrykać? – puściłem do niej oko.

– Myślisz, że odmówiłabym ci czegokolwiek? Ale musisz się oszczędzać jeszcze przez jakiś czas, Kubuś. Najlepiej, dopóki twój organizm nie zwalczy tego wirusa Xibalby – wyjaśniła. Musiałem mieć zawiedziony wyraz twarzy, bo przytuliła mnie mocno i pocałowała w usta. – Kochany, nie nalegaj, proszę.

– Angie... czy ty jako bogini potrzebujesz...

– Czego?

– Seksu? – Spytałem w końcu. Zaśmiała się.

– Oczywiście. My też jesteśmy istotami seksualnymi. Myślisz, że dlaczego moja matka urodziła tyle dzieci i zdradzała Itzamnę z każdym możliwym przystojniakiem, jaki się napatoczył?

– Aż tylu ich było?

– Trzeba by matki zapytać, ale ona jest boginią płodności, po prostu robiła swoje – zachichotała moja bogini. Ciekawe, że ona uważała to za zabawne. Inna sprawa, jakie miał zdanie Itzamna na temat szemranej wierności żony... Wydawało się jednak, że kochał swoją bratanicę tak, jak własne dzieci.

– A ty, bogini miłości i medycyny, też po prostu robisz swoje? – spytałem nagle.

– Ja... lubię leczyć ludzi, ale od zawsze zazdrościłam im, że kochają. Też chciałam – przyznała. – Dopóki nie zakochałam się pierwszy raz, nie miałam pojęcia, jakie to wszechogarniające i obezwładniające uczucie. A jednak Tohil nie dorównywał mi wiedzą, intelektem. Choć był odważny, własnoręcznie upolował jaguara i oddał za mnie życie, w świątyni był przerażony, musiałam prowadzić go za rękę. Ty jesteś inny.

– Inny?

– Jesteś idealny. Nie tylko przystojny i odważny, ale jeszcze inteligentny, racjonalny i prawy.

– To na pewno o mnie mówisz, Ix U? – zaśmiałem się.

– O tobie, mój kochany – bogini położyła głowę na moim ramieniu i objęła mnie. – Nie mogłam się w tobie nie zakochać.

TO JUŻ BYŁOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz