IV.5.

107 16 9
                                    

– Ciężko mi cię rozgryźć – stwierdziłem, rozluźniając nieco uścisk, żeby Angela mogła swobodnie oddychać i się poruszać. – Najpierw się na mnie rzucasz z pięściami, potem twierdzisz, że się martwiłaś. Raz powiedziałaś, że będziesz tęskniła, a zaraz potem, że nie wrócisz ze mną do Polski... Potrafisz powiedzieć, że nie umiesz mi się oprzeć, aby potem kłamać i oszukiwać. Zwodzisz mnie i się bawisz. Chcesz się żegnać, ale tak naprawdę nie chcesz się rozstawać. Okłamałaś mnie co do tej szamanki, do cholery! Wyjaśnisz mi to?

– A spotkasz się dziś ze mną wieczorem, po kolacji?

– Tylko, jeśli wyjaśnisz mi to wszystko. Nie lubię być oszukiwany, dość mam zagadek.

– Dobrze, ale ty też mi coś opowiesz, okej?

– Co?

– Co ci się śniło u szamanki?

– W porządku – uznałem, że na tyle mogę się zgodzić – ale ty mi powiedz, dlaczego mnie okłamałaś.

– Bałam się o ciebie – odpowiedziała, a potem spuściła oczy, szukając pocieszenia w ziemi. Ująłem jej twarz w obie dłonie i podniosłem delikatnie, tak, żeby patrzyła mi w oczy.

– Jestem już dużym chłopcem, Angie – powiedziałem i puściłem do niej oko. – Umiem o siebie zadbać.

Wieczorem Angela spoglądała na mnie przy kolacji, ale cały czas zagadywał ją Maciej, który z uporem osła próbował coś ugrać. Po tych kilku miesiącach musiał się już przecież zorientować, że ona go zwyczajnie nie chciała, ale nie dopuszczał do siebie tej ewentualności. Co więcej, wyglądał na coraz bardziej zdeterminowanego.

Po kolacji Angie podeszła do mnie, położyła mi rękę na ramieniu i spytała szeptem:

– Kiedy mogę do ciebie przyjść?

– Idę pod prysznic, będę u siebie za jakieś pół godziny, ale może poczekaj aż się ściemni, co? Wolę, żeby wszyscy nie widzieli, jak wchodzisz do mojego namiotu. Dbam o swoją reputację – zaśmiałem się. Angela zmroziła mnie wzrokiem.

– Nie wiem o jaką reputację dbasz, bo z tego co widzę, masz nienajlepszą – odpowiedziała i wystawiła do mnie język. – Uważają cię za cieniasa, który nie umie utrzymać przy sobie kobiety.

– Nie da się utrzymać kogoś, kto nie chce się trzymać, tylko woli się puszczać – odparłem i też zmroziłem ją swoim spojrzeniem. Ten wieczór nie zapowiadał się najlepiej, skoro nie umieliśmy obejść się bez wzajemnych złośliwości.

– Masz rację. Do tanga trzeba dwojga – przyznała mi Angie niespodziewanie i przysunęła się do mnie tak, że nasze ciała się zetknęły, a twarze były bardzo blisko siebie. – Przez lata nauczyłam się, że nie jest ważne, jaką opinię mają o tobie inni. Żyje się dla siebie, dla miłości i ewentualnie po to, żeby innym pomagać, niezależnie od tego, co o tobie sądzą.

– Przez lata? Nie jesteś jeszcze taka stara – puściłem do niej oko – a brzmisz, jakbyś była staruszką.

– Tak mi się powiedziało.

– Będę na ciebie czekał w swoim namiocie. Przyjdź, kiedy chcesz – powiedziałem wtedy i cmoknąłem ją w usta. Były słodkie i miały w sobie coś takiego, że chciało się je smakować dłużej.

– Przyjdę, Kuba. Chcę spędzić ten ostatni wieczór z tobą – odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie. A potem odwróciła się na pięcie i wyszła. – Ostatni wieczór? Czemu ostatni? – zastanowiłem się dopiero po chwili. Ale ponieważ Angela już wiele razy mówiła mi takie rzeczy, zupełnie się tym nie przejąłem.

TO JUŻ BYŁOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz