Rozdział 7

1.3K 74 16
                                    

Miałam nadzieję, że obejdzie się bez szumu, ale zarówno Kryspin jak i Enzo przejęli się moimi koszmarami i z troski o mnie, wezwali moją matkę. Fakt, że mam problemy ze snem wcale jej nie zdziwił. Zazwyczaj, gdy bardzo się czymś stresowałam albo miałam kłopoty kończyło się to nieprzespanymi nocami lub koszmarami.

-Pamiętasz co ci się śniło? - spytała mama, głaszcząc mnie po głowie.

- Nie za bardzo. - skłamałam. Nie chciałam rozdmuchiwać tematu ani słuchać psychologicznych rozwiązań mojej matki. Poza tym nie ma sensu, żeby dokładać jej stresu.

Mama zaproponowała tabletki, które pomogą mi zasnąć i zadbają o mój wypoczynek, a ja się zgodziłam. Nie wiem jak długo będą ciągnąć się te koszmary, ale nie wyobrażam sobie dalej żyć w taki sposób. Zbliżał się wieczór, a tabletki miałam zacząć brać od jutra, ponieważ na ten moment nie mieliśmy ich w pałacu. Psychicznie zaczęłam się nastawiać na najbliższą noc.

Gdy matka wyszła z mojego pokoju i zostałam sama, wzięłam kąpiel i położyłam się z powrotem do łóżka. Nie wiem ile czasu zajęło mi zaśnięcie, ale pewnie kilka godzin, po czym wszystko zatoczyło krąg i obudziłam się przez kolejne mary senne. Na całe szczęście już świtało, więc wstałam, żeby się ubrać. Szczerze liczyłam, że przyjedzie dziś do mnie Victoria i będę mogła jej wszystko wytłumaczyć. Była też opcja, że dostanę list, z którego dowiem się, że przyjaciółka ma inne plany i będę musiała spędzić ten dzień sama, ale moja nadzieja pozostawała przy pierwszej opcji. Moja głowa była wypełniona myślami, a ona jest jedyną osobą, której ufam na tyle, żeby wszystko wyjawić.

Wybrałam ciemnozieloną suknię sięgającą ziemi i z długimi rękawami, które rozszerzały się na końcach. W pasie, przewiązana była cienką, złotą nitką. Do tego założyłam ciemne pantofelki, a na twarz nałożyłam makijaż. Postanowiłam rozpuścić włosy, ale związać pierwsze pasma, odsłaniając twarz. Następne kilka godzin spędziłam kręcąc się po pokoju bez celu. Zaczęłam trzeci raz czytać tą samą książkę, ale z nudów skreślałam niektóre słowa, tak aby powstały nowe zdania.

Niedługo potem do sypialni weszła Cecil, wołając mnie na śniadanie. Od razu zeszłam do jadalni i przywitałam się z rodzicami. Zaczęłam się zastanawiać czy to tak teraz będzie wyglądać każdy poranek - wspólne śniadanie i krótka rozmowa, po czym wszyscy wracamy do swoich zajęć. Miałam już leszy humor i złość mi trochę przeszła, co nie zmieniało faktu, że nadal byłam bardzo urażona i im nie wybaczyłam. Może byłam już zbyt zmęczona, żeby się z nimi kłócić.

- Wszystko dobrze, skarbie? - spytała mama - Wyspałaś się?

W odpowiedzi westchnęłam i pokręciłam głową.

- Spokojnie, dzisiaj osobiście pojadę po leki dla ciebie, które rozwiążą problem. - uśmiechnęła się.

- Może mogłybyśmy pojechać z tobą? - spytałam.

- My? - mama uniosła brwi.

- Tak, zaprosiłam Victorię na noc. Mam nadzieję, że uda jej się przyjechać.

- W taki razie myślę, że nie ma problemu.

Przez następne kilka minut jedliśmy w ciszy, aż tata zabrał głos:

- Dzisiaj ostatnie oddziały Gardenii mają opuścić teren Arii, dlatego droga powinna być bezpieczna, ale i tak uważajcie na siebie. Melody, zostań ze mną na chwilę po śniadaniu.

Ściągnęłam brwi w zamyśleniu, ale pokiwałam głową. Jeśli znów zacznie mówić o Marcusie i ślubie to chyba wyjdę z siebie i stanę obok. Naprawdę ten temat już przyprawiał mnie o mdłości.

OlympiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz