- Melody! Melody, wstawaj!
Mrugałam oczami bez przerwy aż obraz się ustabilizował, ukazując mi brudną, spleśniałą, drewnianą ścianę. Na początku nie wiedziałam co się dzieje do póki nie powróciło do mnie wspomnienia ostatnich zdarzeń. Reynold z OP, bal u Bercherów, nasączona słodkim zapachem szmatka, a potem ciemność. Rodzice się nie mylili, gdy obawiali się, że ktoś będzie próbować mnie uprowadzić.
Poczułam silny ból głowy oraz suchość w ustach zanim jeszcze się odezwałam. Starałam się rozbudzić, doprowadzić do równowagi i na spokojnie wymyślić plan, jednak potrzebowałam więcej czasu, żeby usunąć szkodliwe toksyny z organizmu. Za sobą słyszałam głos, który najprawdopodobniej należał do Marcusa, chociaż nie mogłam być pewna. Postanowiłam odpocząć jeszcze kilka minut, aż miną zawroty głowy lub odzyskam jasność umysłu i dopiero wtedy dam mu znać, że żyję.
Żeby się uspokoić i trochę przetrzeźwieć chciałam pobudzić wszystkie pięć zmysłów do pracy. Starałam się zarejestrować to co jest wokół mnie najlepiej jak się dało.
Najpierw czucie. W pomieszczeniu było zimno. Cała byłam spocona, a włosy, które powypadały z wcześniej ułożonej fryzury, teraz poprzylepiały mi się do twarzy i szyi. Siedziałam na podłodze, opierając się o coś twardego i zaokrąglonego, co wbijało mi się w kręgosłup. Powierzchnia była jakby drewniana z czego wnioskowałam, że mógł to być drewniany pal. Po drugiej stronie związane miałam nadgarstki, grubą, szorstką liną. Ktoś kto zrobił supeł musiał się na tym znać, ponieważ ledwo udało mi się poruszyć palcami, co Marcus na pewno poczuł i znów zaczął słać w moją stronę pytania. Lina wbijała się o wiele za mocno, więc nie zdziwię się jeśli potem ujrzę na rękach czerwone otarcia. Nadal miałam na sobie tą samą suknię oraz obcasy, chociaż nie mogłam być pewna, że srebrny diadem dalej znajduje się na mojej głowie.
Potem smak. Usta oraz gardło miałam na tyle wysuszone, że nie czułam prawie nic. Jedynie żółć, która musiała podejść mi do gardła, gdy byłam nieprzytomna.
Węch. Całe pomieszczenie przepełniał smród stęchlizny i pleśni. Na pewno przez spróchniałe deski i dziury w dachu do pomieszczenia dostał się grzyb, jeśli tak w ogóle można było nazwać to miejsce, w którym teraz byliśmy.
Słuch. Oprócz ględzącego pod nosem Marcusa? Głównie szum wiatru i cykanie świerszczy. Te drugie zwykle odzywały się nocą, dzięki czemu domyśliłam się, że ciągle jest ten sam wieczór, w który zostałam uprowadzona. Chyba, że minął cały dzień, a porywacze zdążyli przez ten czas wywieźć nas już daleko od Olympii.
I w końcu wzrok. Otworzyłam oczy, żeby znów mogła mnie powitać spróchniała deska. Jak się okazało gdzieś nad nami znajdowała się świeca, która była o wiele za mała, aby oświetlić całe to miejsce, a przez brak jakiejkolwiek osłony, na ramię kapał mi gorący wosk. Na szczęście, dzięki sukience nic nie czułam. Najpierw, jeszcze nie zmieniając pozycji, omiotłam to co było najbliżej mnie, czyli całe wielkie NIC. Dosłownie. Oprócz betonowej podłogi pode mną i ściany, która najprawdopodobniej należała do szopy, dookoła nie było nic. Przygotowałam się na kolejne jęki Marcusa i wyjrzałam do tyłu, żeby mieć szerszy widok.
- Odpowiesz mi w końcu?!
- Nic mi nie jest. - westchnęłam, czując masakryczną suchość w gardle. Nawet nie miałam śliny, którą mogłam ją ukoić. - Gdzie jesteśmy?
- W jakiejś szopie.
- Spostrzegawczy jesteś.
- Jak się czujesz?
- Genialnie. Zawsze marzyłam o tym, żeby zostać porwana.
- Jeśli masz siłę, żeby używać sarkazmu, to nie jest tak źle.

CZYTASZ
Olympia
FantasíaCo byście zrobili, gdyby kazano wam poślubić waszego największego wroga? Gdy na drodze Melody staje Marcus - jedyna nadzieja, aby zakończyć trzydziestoletnią wojnę, dziewczyna nie waha się ani trochę. Jednak życie królowej nie jest usłane różami. Wo...