Mieliśmy tylko chwilę na wzięcie oddechu, żeby zaraz ruszyć przed siebie, przemoczeni do ostatniej nitki. W takim przypadku powinniśmy zdjąć z siebie przemoczone ubrania, następnie przykryć się czymś ciepłym i pozwolić ciału samoistnie się ogrzać. Jaka szkoda, że w każdym momencie mógł pojawić się ktoś kto chciał nas uprowadzić.
Podążaliśmy niekończącymi się pastwiskami. Była to równocześnie najgorsza i jedyna opcja jaka nam pozostała. W tym położeniu byliśmy widoczni jak na dłoni, a fakt, że od dłuższego czasu nic nie jedliśmy, byliśmy zmęczeni i przemoczeni, nie pomagał. Przynajmniej przestało padać, a ciemne chmury zastąpiło błękitne niebo pozbawione nawet jednego obłoku, dzięki czemu nasze ubrania miały okazję wyschnąć.
Największą radość wywoływało we mnie to, że wreszcie wiedziałam gdzie jestem. Była to jedna z pobocznych dróg, prowadząca z pałacu bezpośrednio do Hellshire, więc wystarczyło cały czas podążać przed siebie, żeby ostatecznie znaleźć się pod murami zamku. Co więcej, droga ta była bardzo rzadko używana z powodu dłuższej trasy, dlatego nie powinniśmy nikogo spotkać. To było zarówno plusem jak i minusem - cały trakt będziemy musieli przejść pieszo, a to zajmie nam przynajmniej dwa dni. Dwa dni o pustym żołądku. Przynajmniej Marcus przemyślał kwestię napoju i gdy jeszcze byliśmy przy rzece, opróżnił manierkę z resztki alkoholu, żeby napełnić ją po brzegi wodą. Teraz wystarczyło ją jeszcze przegotować i zrobione! Pozostawała kwestia jak wykrzesamy ogień?
Oczywiście nie mogę pominąć oburzenia jakim Marcus mnie obrzucał za brak umiejętności poruszania się w wodzie.
- Jak możesz nie umieć pływać? - prychnął pod nosem, idąc obok mnie. Prowizoryczny bandaż na prawym ramieniu sprawdzał się idealnie. Niestety materiał wokół moich pociętych dłoni zniknął razem z nurtem rzeki.
- Ty też nie jesteś idealny. Niby kiedy i gdzie miałam się nauczyć? W wannie?
- Kiedy wrócimy, ja cię nauczę. - uśmiechnął się do mnie promiennie.
Po dłuższym czasie marszu, nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Prosiłam chłopaka o chwilę przerwy, chociaż on ani razu się nie zatrzymał, mówiąc że jeśli siądę to już nie wstanę. Słyszałam jak burczy nam w brzuchach, a usta miałam spierzchnięte od wysuszenia, ale po drodze nie było nic do jedzenia, a Marcus kazał oszczędzać wodę - w końcu przed nami prawie dwa dni podróży i nie wiadomo czy po drodze znajdziemy chociażby kałużę.
Aż tam, w odległości kilkuset metrów ukazał nam się drewniany budynek. Oczywiście świetnie pamiętałam tawernę Pod Kloszem, słynącą z najlepszych bułeczek cynamonowych w całej Arii. Zawsze, gdy tata wracał z frontu, przywoził mi kilka z nich, a ja czekałam na nie jak na szpilkach.
Nie mogliśmy wejść do środka, ryzykując rozpoznanie, jednak gdy Marcus ujrzał przed drzwiami budynku ślicznego konia o maści złoto-szampańskiej, od razu postanowił go sobie przywłaszczyć. Zwierzę było w pełni osiodłane, a na dodatek stało opanowane jakby było przyzwyczajone do obcych ludzi, odwiązujących go od drewnianego pala, z zamiarem ujeżdżenia.
- Tak nie można! Wystarczy, że ukradliśmy ubrania. - zaprotestowałam, gdy Marcus ciągnął konia za lejce byle dalej od wejścia do tawerny.
- Wolisz podróżować na piechotę przez następne kilka dni? Proszę bardzo. Ja się na to nie piszę.
- Nawet nie wiemy kogo jest ten koń, żeby mu go potem zwrócić.
- Zostawiłbym liścik z przeprosinami, jednak niestety pióro zostawiłem w innych spodniach.
- To nie jest śmieszne, Marcus.
- Oh, ale ja się wcale nie śmieje. Może ty masz przy sobie coś do pisania?

CZYTASZ
Olympia
FantasiCo byście zrobili, gdyby kazano wam poślubić waszego największego wroga? Gdy na drodze Melody staje Marcus - jedyna nadzieja, aby zakończyć trzydziestoletnią wojnę, dziewczyna nie waha się ani trochę. Jednak życie królowej nie jest usłane różami. Wo...