- Jeszcze nie skończyłem! - Marcus podążał za mną korytarzem, ale za nim udało mu się mnie dogonić, zniknęłam za drzwiami swojej komnaty.
Przez ostatni tydzień mało ze sobą rozmawialiśmy, a jak już były to głównie kłótnie. Jedliśmy ze sobą każdy obiad i byliśmy razem na dwóch spotkaniach Rady, ale dla mnie to było o wiele za dużo. Miałam go serdecznie dość, a całą złość wyładowywałam na treningach. Przez to jaki nacisk na siebie kładłam byłam cała poobijana i w siniakach (o to też się pokłóciliśmy), jednak Andre mówił, że zrobiłam ogromne postępy, więc nie mogłam się teraz poddać.
Dogadaliśmy się jedynie co do kwestii zakazu przyjazdu naszym rodzicom bez zaproszenia. Marcus równie bardzo jak ja chciał sam panować nad królestwem, więc gdy spytałam go o zdanie, od razu się zgodził.
Próbowałam kilka razy poruszyć temat migracji ludzi ze wchodu, ale chłopak pozostawał niewzruszony. Szanowałam to jak bardzo dbał o swoich - ja postąpiłabym podobnie. Jednak to nie zmienia faktu, że takie posunięcie było po prostu głupie. Jeśli chodzi o mój plan rozkochania go w sobie, to szło mi gorzej niż źle. Gdy tylko próbowałam się przełamać i wykonać w jego stronę jakiś delikatny ruch, napotykałam wewnętrzną zaporę lub dochodziło do kłótni.
Naprawdę starałam się z nim dogadać. Chciałam znaleźć wspólny język, ale nigdy nam to nie wychodziło. Może to przez nasze podobne charaktery - równie przywódcze i nieustępliwe. A może to przez nasze wewnętrzne uprzedzenia i różnice w wychowaniu? Tak czy siak komunikacja była naszym najgorszym wrogiem.
Tym razem poszło o pewien bal. Przyjęcie miało się odbyć dokładnie za trzy tygodnie, z okazji sześćdziesiątej rocznicy władania dynastii Bercherów na północno-wschodniej Olympii.
Gardenia podzielona była niegdyś na pięć Klanów - po jednym na każdy kierunek świata i jeden w samym środku. Nimi wszystkimi zaś rządził najwyższy król Gardenii. Klany współpracowały ze sobą, gdy było trzeba, ale przeważnie toczyły między sobą ciche wojny o względy króla. Zanim dynastia Bercherów przejęła północ Gardenii, teren ten zajmował inny Klan, ale został on z łatwością pokonany przez obecnych właścicieli.
Bercherowie wyrządzają z tej okazji wielki bal, na który zostaną zaproszone wszystkie najważniejsze osoby w królestwie. O dziwo pragną również obecności naszych Hrabi, co dosyć mocno przykuło moją uwagę. Ich Klany przypominają mi trochę Hrabstwa - każdy ma swoje terytorium, mieszkańców, a nawet małe święta obchodzone tylko tam. Zaczęłam podejrzewać, że Bercherowie mogli zauważyć w nich pewnego rodzaju konkurencję, dlatego wszyscy zostali zaproszeni. Osobiście nie podobała mi się idea Klanów. Przez to wschodnia i zachodnia część kraju były niesamowicie zróżnicowane, a przecież od początku dążymy do jedności. Nie sądziłam jednak, żeby udało się przekonać przywódców Klanów, żeby zmienili swoje terytoria na Hrabstwa, nie dałabym też rady ich zmusić przez Marcusa, więc nie było sensu nawet próbować.
Niestety w ten sam dzień wypadały urodziny Victorii. Oczywiście teraz byłam królową, musiałam postępować odpowiedzialnie i nie mogłam od tak nie pójść na jedno z ważniejszych wydarzeń. Jednak nie byliśmy już na jednym z bali na cześć dawnego Barona z Hrabstwa Hellshire, ponieważ Marcus stwierdził, że "to nie wlicza się w nasze obowiązki". W takim razie czemu mamy się fatygować na tę rocznicę do Bercherów? Chciałam złożyć Vice prywatną wizytę, ale jak możecie się domyślać, chłopak nawet nie zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Chyba oszalałaś. Musimy tam pojechać. - siedział za biurkiem w jego komnacie i wertował wzrokiem jakiś zwijek papieru. Dopiero, gdy złożył go na cztery i opieczętował, podniósł na mnie wzrok.
- Dlaczego?
- Ponieważ Bercherowie tego oczekują. To najsilniejszy Klan i potrzebujemy ich wsparcia.

CZYTASZ
Olympia
FantasíaCo byście zrobili, gdyby kazano wam poślubić waszego największego wroga? Gdy na drodze Melody staje Marcus - jedyna nadzieja, aby zakończyć trzydziestoletnią wojnę, dziewczyna nie waha się ani trochę. Jednak życie królowej nie jest usłane różami. Wo...