Rozdział 8

1.1K 67 19
                                        

Po powrocie do pałacu poszłyśmy razem z Victorią coś zjeść. Ciągle byłam poruszona tym co zobaczyłam w jedenastce i nie mogłam uwierzyć, że to i tak były małe zniszczenia. Bardzo chciałabym pojechać na północ lub południe, które ucierpiały najmocniej, ale wiedziałam, że to niemożliwe.

Mojego taty nie było już w pałacu, więc zakładałam, że w tym momencie rozmawia na mój temat z Erykiem. Naprawdę cieszyłam się, że Vica zostaje na noc i nie będę musiała spędzać czasu sama ze swoimi myślami. Na wieczór planowałam zrobić niespodziankę i gdy się zrobi ciemno, wymknąć się z pałacu do ogrodu na piknik. Miałyśmy w zwyczaju to robić, gdy byłyśmy małe, a teraz nie zdarzało się to prawie nigdy, więc będzie to miła odmiana.

Na obiad zjadłyśmy owoce morza przygotowane dla nas przez kucharzy, a potem udałyśmy się do atelier, które było naszym miejscem. Zastanawiałam się gdzie teraz jest moja mama, ponieważ nie zdążyłam jej spytać co zamierza dalej robić. Najprawdopodobniej była z Lilią i pracowała nad suknią ślubną. 

Pomimo tego, że dopiero dowiedziałam się o planie rodziców to już mogłam odczuć zmiany, które zaszły w pałacu. Służba kręci się w tę i we w tę, strażnicy są bardziej czujni i wszyscy chodzą jak na szpilkach, a to dopiero pierwsze początki przygotowań. Gdy byłam mała marzył mi się ślub w lesie lub na łące, tak żeby być blisko natury. Potem miał być wielki bal w pałacu i wszystko byłoby idealnie. Teraz zaczynam zdawać sobie sprawę, że to się nigdy nie stanie, a mój wielki dzień najprawdopodobniej potrwa trzydzieści minut - piętnaście na ceremonię i piętnaście na zjedzenie tortu.

Podeszłyśmy z Victorią do płócien, stojących na sztalugach i zabrałyśmy się za malowanie.

- Ostatnim razem obiecałaś, że narysujesz mi Marcusa. - uśmiechnęła się Vica.

- W tym przypadku, może namaluję ci mój portret, bo nie wiem kiedy teraz się zobaczymy. - odpowiedziałam.

-Czemu? Mam zamiar cię odwiedzać i trochę poznać nowego szwagra.

- Błagam cię, nie nazywaj go tak. Z resztą nie wiem czy nie zamknie mnie w pałacu jak niewolnice i nie będzie mi wolno nawet wyjść do ogrodu.

- Dramatyzujesz.

- Jestem realistką. Może tydzień po ślubie mnie zabije, wszystkim powie, że zachorowałam i wtedy przyda Ci się mój portret na pamiątkę. - spojrzałam na nią zza sztalugi.

- Nawet tak nie mów. Na razie to my knujemy jak dolać mu melatononu do soczku.

- Poprawka - ty knujesz. Powiedziałam ci, że się do tego nie posunę.

- Jeszcze zobaczymy.

Potem malowałyśmy w ciszy. Na początku naprawdę myślałam czy nie namalować swojego portretu, tak na wszelki wypadek, ale w końcu zdecydowałam się na las, przez który dziś jechałyśmy. Obraz widziany był z mojej perspektywy, gdy siedziałam na koniu, więc na dole obrazu widać było głowę zwierzęcia.

Moje myśli były ogarnięte przez dzisiejszy dzień. Dochodziło popołudnie, a zdążyło wydarzyć się tak wiele. Poza tym zastanawiałam się czy jest jeszcze coś czego nie opowiedziałam Victorii, a stanowi kluczowy element. Piknik zbliżał się wielkimi krokami i za zaledwie parę dni ojciec ogłosi ich decyzję. Tak naprawdę żaden bunt nie miał sensu, ponieważ ugoda został przypieczętowana nierozerwalną więzią i nawet największy opór przed zjednoczeniem królestw nic nie da. Oczywiście musiałabym zobaczyć tą umowę, żeby stwierdzić czy wszystko jest zaprzepaszczone czy może jednak istnieje szansa na podważenie któregoś z podpunktów lub zmienienie go. No tak, sylfy!

Klepnęłam się delikatnie w czoło, brudząc je na zielono w farbie. Victoria zaczęła się śmiać i prawie wywróciła swoją sztalugę przez co rozbawiła i mnie.

OlympiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz