Rozdział 25

1.1K 69 28
                                    

Spoglądając w lustro widziałam krew na podbródku i szyi, odbitą w kształt dużej ręki Marcusa. Poza tym krew była wszędzie. Na wskutek trucizny każda, nawet zupełnie zagojona ranka na moim ciele, otworzyła się sącząc cienkie strużki tej czerwonej cieczy i osocza. Wpatrywałam się w swoje odbicie upstrzone na różne odcienie czerwieni, gdy Andre nalewał mi wody do wanny. Niedługo później przyjaciel rozpiął suwak mojej sukienki na plecach i schował się za parawan, żebym miała trochę prywatności. 

Wodę z wanny trzeba było spuszczać, a następnie z powrotem nalewać trzy razy, zanim całkowicie oczyściłam się z krwi, chociaż jej zapach czułam jeszcze długo później, pomimo natarcia się olejkami z róży i pomarańczy.

Za trzecim razem mogłam wysiedzieć w wannie dłużej niż dwie minuty, ponieważ woda wreszcie przestała być rdzawoczerwona zaraz po moim zanurzeniu się. Piekło mnie całe ciało, a jak zdążyłam zauważyć przynajmniej większa jego połowa była w opłakanym stanie. Siniaki, które już zanikały, na nowo się rozlały pod skórą, tworząc purpurowo-fioletowy obraz boleści. Płytkie rany na nogach czy rękach nie sprawiały aż takiego problemu, jednak głębokie rozdarcia na kostkach czy świeże przestrzeliny na wnętrzu dłoni, zadawały mi wystarczający ból, żebym nie mogła wziąć nic do rąk, ledwo zanurzając je w ciepłej wodzie. 

Płakałam, widząc moje ciało w takim stanie. Płakałam na myśl jak wszystko poszło nie po mojej myśli i płakałam, gdy słuchałam co mówił do mnie Andre. Mężczyzna cały czas siedział za parawanem, wypominając mi, że od początku nie powinnam tego robić, a komnatę łaziebną wypełniał mój coraz głośniejszy szloch. Myślałam, że wszystkich zawiodłam i przepuściłam swoją jedyną szanse na odzyskanie wolności. Teraz każdy mój ruch Marcus będzie brać za podstęp, nie pozwoli mi się oddalić nawet na krok, myśląc że coś knuję, a nasza komunikacja będzie w jeszcze gorszym stanie niż była do tej pory. 

Wyszłam z wanny dopiero, gdy woda całkowicie wystygła, a Andre głośno nalegał, żebym już się ubrała. Do rąk nie byłam w stanie chwycić prawie nic, ale zdołałam z głośnym sykiem naciągnąć na siebie, tym razem, welurowy szlafrok, ponieważ mój wcześniejszy za bardzo przyciągał na myśl całą kaskadę krwi. 

Nie chciałam tego robić, bo wydawało mi się to zbyt samolubne, ale popchnięta bólem całego ciała, fioletowymi, granatowymi i zielonymi siniakami oraz zniszczonymi dłońmi, poprosiłam Andre, żeby z ostatniej szafki w półce koło łóżka wyjął fiolkę ze złocistym płynem i wlał mi dokładnie jedną kroplę do gardła. Nie wiedziałam czy Kropelka dobrze zareaguje z antidotum nadal krążącym we krwi, ale ten lek działał na wszystko.

Strażnik posłuchał i chwilę później zniknęły wszystkie ślady sprzed kąpieli. Andre jeszcze długo próbował ze mną rozmawiać, ale pustymi oczami wpatrywałam się w podłogę przed sobą, ledwo słysząc co do mnie mówi, więc po kilku próbach konwersacji i krótkim monologu z sobą samym, mężczyzna delikatnie pogładził mnie po włosach i opuścił komnaty, zostawiając mnie otoczoną głuchym piskiem, oblepiającym strachem oraz metalicznym zapachem krwi. Położyłam się spać dopiero, gdy w pokoju zapanowała całkowita ciemność i nie wstawałam przez następne kilka dni.

Jedzenie przynoszone mi przez Violettę stygło, stojąc na półce obok łóżka, po czym zostawało zastąpione kolejnym posiłkiem i tak w kółko. Ledwo udawało mi się ściągnąć z posłania, żeby pójść do toalety, ale i to rzadko się zdarzało. W nocy pomimo melatononu, budziłam się kilkukrotnie czując w ustach smak krwi i biegłam do toalety zwrócić to co się dało i nawet po jakimś czasie, gdy mój żołądek został całkowicie pusty, dalej miałam mdłości. Helios co rusz przynosił mi nowe listy. Podejrzewałam, że przychodzą z domu albo od Victorii, ale żadnego z nich nie przeczytałam, ani nawet nie otworzyłam.

OlympiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz