Otworzyłam oczy i od razu poczułam ból w nadgarstkach. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym byłam, ale wokół panowała ciemność. Siedziałam na jakiejś zimnej posadzce, a moje ręce związane były w przegubach wokół grubego pnia. Nie wiedziałam co tu robię, a serce biło mi jak szalone. Potem usłyszałam cichy syk i wokół mnie pojawił się ogień.
Był wszędzie. Płomienie byłe jeszcze niskie, ale z każdym momentem rosły coraz bardziej i bardziej. Dym wypełnił ciemne pomieszczenie, które było tak ogromne, że z żadnej strony nie było widać ścian ani nawet sufitu. Już po krótkiej chwili poczułam piekący żar w płucach, który utrudniał mi oddychanie, powodując zawroty głowy. Ogień zbliżał się do mnie w szybkim tempie i już zaczynałam czuć go na skórze.
Chciałam krzyczeć, wołać o pomoc albo w jakiś sposób sama się uwolnić, ale nie było szans. Szary dym wił się wokół mnie, obezwładniając każdą najmniejszą komórkę w moim ciele, nie pozwalając na wydanie jakiegokolwiek dźwięku. Potem gorące języki ognia zaczęły bezlitośnie smagać moje ręce, twarz, nogi i resztę ciała. Czułam dym, smród palącej się skóry i włosów. Czułam niewyobrażalny ból, który pulsował zagłębiając się coraz dalej w moje ciało - aż do kości. Ból przejmował nade mną kontrolę i tak bardzo chciałam krzyczeć, ale usta odmawiały mi posłuszeństwa przez co wydałam jedynie stłumiony jęk.
Gdy traciłam przytomność, a ogień powoli niknął pod moimi powiekami, z pomiędzy płomieni wyszła czarna postać. Wysoka i dobrze zbudowana, bardzo podobna do tej, która chciała zaatakować mnie i Victorię w lesie. Postać ubrana była w czarną pelerynę z kapturem, zasłaniającym większą część jej twarzy. Jedynym odsłoniętym fragmentem była maska z długim ptasim dziobem, opadającym w stronę klatki piersiowej.
Postać podeszła do mnie, a gdy jej ręka zacisnęła się na moim gardle, poczułam jak tracę wszystkie funkcje życiowe. Nie wiedziałam jak byłam w stanie wytrzymać tak długo, ale pozostawała we mnie jakaś wola do życia, nie pozwalająca mi odpuścić.
- Jak feniks powstaniesz z popiołu. - postać wysyczała męskim głosem, po czym spadłam w obezwładniającą ciemność, tylko po to, żeby koszmar zaczął się od nowa.
***
Rankiem obudziło mnie jasne słońce, wpadające przez okna w sypialni. Na początku myślałam, że dalej jestem w tej okropnej, płonącej sali, ale wystarczyło kilka chwil, żeby odgonić ostatnie wspomnienia koszmaru i wrócić do rzeczywistości.
Otworzyłam oczy i doznałam szoku przerażenia, gdy okazało się, że nie pamiętam nic z poprzedniego dnia. Czarna pustka zaczynała się zaraz po wyjściu z sali tronowej, kiedy Marcus pytał czy dobrze się czuję, obejmując mnie w talii, żebym nie upadła. Nie pamiętam również brania melatononu na noc, stąd prawdopodobnie wynikały koszmary.
Mój wzrok szybko przeskakiwał po konstelacjach na czarnym suficie, gdy próbowałam przypomnieć sobie co się wczoraj działo. Całkiem możliwe, że wypiłam za dużo i urwał mi się film, ale nie pamiętałam brania do ust jakiegokolwiek alkoholu.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i prawie dostałam zawału, gdy zobaczyłam Marcusa, siedzącego na fotelu w drugiej części pokoju. Chłopak miał ręce splecione na piersi i zamknięte oczy. Oddychał w miarę równomiernie z czego wnioskowałam, że spał.
Moje myśli znów powędrowały do wczorajszego wieczoru, ale nie dostałam żadnych odpowiedzi na to co chłopak robił w moim pokoju.
Wciąż ubrana byłam w suknię z koronacji, tylko że buty leżały obok łóżka, a korona na małej półce nocnej. To samo tyczyło się Marcusa, którego czarna koszula cała się pomięła, spodnie w kant poplamiły przy nogawkach, a korona opadła bardziej na czoło, przekrzywiając się na prawo i zakrywając niewielką część blizny.
CZYTASZ
Olympia
FantasyCo byście zrobili, gdyby kazano wam poślubić waszego największego wroga? Gdy na drodze Melody staje Marcus - jedyna nadzieja, aby zakończyć trzydziestoletnią wojnę, dziewczyna nie waha się ani trochę. Jednak życie królowej nie jest usłane różami. Wo...