Głośny stukot kopyt dwóch czarnych wierzchowców, ciągnących nasz powóz, rozpraszał moje myśli, które tak bardzo próbowałam skleić w całość. Przez to, że zmuszeni byliśmy wziąć najstarszy powóz w pałacu, żeby nie zepsuć swojej przykrywki, teraz musieliśmy znosić brak jakiejkolwiek amortyzacji. Dzień był nadzwyczaj promienny jakby pradawne duchy specjalnie się nad nami zlitowały, nie chcąc utrudniać nam tego i tak ciężkiego dnia.
Trupa cyrkowa Dzikie Szaleństwo zdążyła już zagościć na terenach Hrabstwa Halfmoon i przy każdym mijanym domu mogliśmy zobaczyć oznaki ich obecności. Ludzie ustawili w oknach kolorowe, ręcznie malowane doniczki, które były tradycyjną oznaką świętowania. Mieszkańcy zasadzali w nich małe ziarenka kwiatów lub ulubionych roślin z nadzieją, że radosna atmosfera pomoże im we wzroście, a dzięki temu i plony w tym roku będą lepsze. Na co drugim słupie czy płocie wisiały ulotki, przedstawiające trupę i tłumaczące jak można zdobyć bilety na "wieczorny występ specjalny". Dzięki Leonidasowi ten punkt mieliśmy już za sobą, ale pozostała jeszcze kwestia masek bez których nie będziemy mieli wstępu.
Jeszcze raz powtarzałam sobie w głowie plan, który wczoraj wieczorem niespodziewanie do mnie przyszedł. Po cichu modliłam się też, żeby nikt nie rozpoznał mnie ani Marcusa i żebyśmy pod koniec dnia wrócili cali i zdrowi w pałacowe mury, zaopatrzeni w wiedzę o organizacji FENIKS.
Minęliśmy połowę drogi na rynek główny, gdzie odbywać się miał festiwal, a ja zdążyłam już zauważyć znak FENIKS-a na co najmniej trzech domach. Atrybut był nierówny i jakby starty. Nie powiedziałabym, że ktoś kto go rysował zrobił to z dokładnością artysty, jednak jego przesłanie było jasne - ktoś mocno popiera idee rebeliantów. Niepokoiło mnie to coraz bardziej z każdą chwilą, gdy czerwona łapa, grzebiąca w ziemi szponami migała mi przed oczami.
Tymczasem Marcus wydawał się być zachwycony. Przyglądał się wszystkiemu z fascynacją pięciolatka, uśmiechając się coraz szerzej i szerzej. Co chwila starał mi się coś pokazać, wzdychał i śmiał się ze szczęścia. Odkąd wczoraj pozbył się daltonizmu, poznawał świat na nowo, jakby do tej pory był zamknięty w ciasnej klatce i nareszcie udało mu się z uciec.
Po tym jak Kropelka spłynęła mu do gardła, a jego skóra odzyskała naturalny odcień, co na pewno było oznaką, że lek zadziałał, chłopak dalej miał zamknięte oczy. Nie musiał nic mówić, żebym wiedziała jak się czuje. Skoro ostatecznie chciał się pozbyć daltonizmu to naprawdę musiał mieć nadzieję, że Kropelka pomoże. Bał się, że gdy otworzy oczy i ujrzy wszystko w tych samych barwach to straci jedyną szansę na normalne widzenie.
- Będzie dobrze, Marcus. Nawet jeśli lek nic nie dał, możemy dalej próbować. - złapałam go za rękę, a on głośno wciągnął powietrze nosem. To musiało być miłe uczucie, gdy wreszcie przeszedł mu katar.
- Spójrz na mnie. - poprosiłam.
Powoli, bardzo niepewnie uchylił powieki. Siedziałam jak na szpilkach, ściskając jego dłoń, ciągle rozgrzaną jak mały piecyk, kiedy chłopak szeroko otworzył oczy, a źrenice rozszerzyły mu się poprzedzone głośnym śmiechem. Wiedziałam, że zadziałało, a Marcus miał tego dowód w otaczających nas ostrych kolorach.
Wziął kosmyk moich włosów do ręki i znów się roześmiał. Wstał, pozwalając żeby kołdra z cichym szelestem opadła na łóżko, po czym puścił moją dłoń i zaczął przechadzać się po pokoju. Nie chciałam tego przyznać i nigdy nie powiedziałabym tego na głos, ale chłód jaki pojawił się momentalnie po tym jak chłopak odszedł, wręcz szczypał i piekł. Dosłownie jakbym podświadomie domagała się jego ciepła.
Marcus nic nie robił sobie z tego, że jest nagi od pasa w górę. Pot ciągle znaczył dokładnie jego mięśnie, pomimo tego, że gorączka odeszła szybciej niż się pojawiła. Teraz w blasku świec, ze zdrowym rumieńcem na twarzy i uśmiechem od ucha do ucha, chłopak wydawał się być nierealny. Jak gdyby był jedynie ułudą, a Marcus, który się kłóci, krzyczy i nienawidzi czekałby zaraz za rogiem. Jednak te myśli szybko mnie opuściły, gdy chłopak podbiegł do mnie z książką w ręku, stukając palcem w okładkę.

CZYTASZ
Olympia
काल्पनिकCo byście zrobili, gdyby kazano wam poślubić waszego największego wroga? Gdy na drodze Melody staje Marcus - jedyna nadzieja, aby zakończyć trzydziestoletnią wojnę, dziewczyna nie waha się ani trochę. Jednak życie królowej nie jest usłane różami. Wo...