Pięć minut, dziesięć, trzynaście, piętnaście, dwadzieścia, godzina... Tyle czasu minęło, podczas których chodziłaś dookoła domu i nawoływałaś psa. Alastora i Kluski nigdzie nie było widać. Usiadłaś na fotelu na tarasie załamana. A jeśli coś im się stało? Po chwili znowu wstałaś i kontynułowałaś nawoływanie. Nagle w oddali usłyszałaś strzał. To nie była strzelba Alastora. Na oko pięć minut biegu w lewo. Złapałaś drugą strzelbę Alastora, którą trzymał w salonie pod kanapą, załadowałaś i wzięłaś apteczkę. Był to bardziej odruch. Zawsze nosiłaś ze sobą apteczkę, albo chociaż kilka bandaży. Przezorny, zawsze ubezpieczony. - Jak to mawiali twoi dziadkowie. Pobiegłaś w stronę wystrzału.
Scena była przerażająca. Ukryła się za większym drzewem i obserwowałaś. Dwóch facetów. Jeden gruby, z dużą brodą i w okularach, drugi łysy, wysoki i szczupły. Gruby przygniatał to ziemi zakrwawionego Alastora, podczas gdy łysy się na niego wydzielał, trzymając pistolet przy głowie twojego ukochanego.
- ZABIŁEŚ GO JELENIU! - Wydzielał się łysy.
- Zamknij się. -przerwał mu gruby. - Jeszcze tu kogoś sprowadzisz.
Przyjrzał się Alastorowi.
-Taki chuderlak seryjnym mordercą? Nie spodziewałbym się. Zabiłeś Kowala prawda? Czy ty wiesz kim był?
- Oszustem, złodziejem, krentaczem, egoistą. Tak, wiem kim był. Starannie wybieram swoje ofiary. - wycharczał Al, uśmiechając się.
- Ty mały śmieciu! - kopnął go w twarz chudy, rozcinają mu brew. - NIC NIE WIESZ!
-Wiem więcej niż wam się wydaje przyjaciele. -uśmiechnął się jeszcze szerzej. W jego oczach zabłysła iskierka szaleństwa. - Jak już mówiłem, starannie dobieram ofiary.
Kopniak w żebra. Na szczęście nic nie chrupnęło. Alastor jęknął.
Szybko analizowałaś sytuację. Strzelba Alastora leżała poza zasięgiem i twoim, i oprychów. Na razie cię jeszcze nie zauważyli. Alastor miał pokaleczoną twarz i leżał w małej kałuży krwi. Tylko skąd ta krew?! Szybko obejrzałaś swojego ukochanego. Zauważyłaś, że najbardziej zakrwawione jest ramię Alastora. To pewnie tam został postrzelony.
Al splunął krwią.
- Kto was przysłał?
- Pracujemy na własną rękę. Nie mamy zamiaru dzielić się przyjemnością zabicia cię. - wyszczerzył się łysy.
Zauważyłaś Kluskę niedaleko. Pies przyglądał się, jednak się nie ruszał. Jak dobrze że jest na tyle bystry, aby nie rzucać się w paszczę lwa! WróciłaWróciłaś do Alastora. Jego życie zależało teraz tylko od ciebie. Gruby nie miał broni, oprócz ciężkiego noża myśliwskiego. W pierwszej kolejności musisz się zająć łysym. To on miał broń. Najciszej jak potrafiłaś, wyszłaś zza drzewa, wymierzyłaś i strzeliłaś. Łysy nawet nie krzyknął. W jednej chwili padł bez ducha.
- Co do... -odezwał się gruby, jednak nie skończył. W jednej chwili Alastor sięgnął po broń łysego.
- Nigdy nie bądź w stu procentach pewny swego. To cię zgubi. -władował mu kulkę w łeb.
Jak tylko gruby padł, podbiegłaś do ukochanego. Pies poszedł w twoje ślady, jednak przystanął kawałek przed wami.
- Pokaż to. -odparłaś, klękając koło niego. Dobrze, że Al nauczył Cię między innymi jak zakładać szwy, czy wyjąć kulę z rany.
- Poradzisz sobie? - zapytał.
- A pytasz dzika czy sra w lesie? - odparłaś. Głupie pytanie. Oczywiście że sobie poradzisz! -Ej! -poklepała go po twarzy. - Nie odpływaj mi tutaj! Mów do mnie!
-Jak wygląda sytuacja? - zapytał, półprzytomny.
- Straciłeś sporo krwi, masz kulę w ranie i nieźle pocharataną buźkę. Kim byli ci ludzie? - mówiłaś, rozcinając koszulę i otwierając apteczkę.
- Pamiętasz Kowala? Chcieli go pomścić.
- Pomścić? - zapytała, niedowierzając.
- Widzisz, jest coś o czym nie wiesz. -znowu splunął krwią. - To ja jestem Jeleniem.
- To dlatego gdzieś znikasz wieczorem i nie raz wracasz rano?
- Dokładnie... AUUUUU- Krzyknął, gdy celowo przycisnełaś ranę po postrzale.
- Za to, że nic mi nie powiedziałeś. - pocałowałaś go - A to, żebyś mi nie umarł.
- Jeszcze się nie wybieram na spotkanie z Lucyferem. - zaśmiał się.
- Cholera! Tutaj tego nie zszyję! - powiedziałaś, zrozpaczona.
- Załóż opaskę uciskową. Chodzić mogę, nogi mam tylko poobijane.Szybko zrobiłaś co kazał, zabrałaś wszelką broń i apteczkę. Pomogła Alastorowi wstać.
- Ej, ej, ej! Al! Nie odpływaj! - lekko ścisnęłaś jego ramię. Nic tak nie otrzeźwia jak ból.
- Możesz iść?
- Dam radę. Żebro się nie przemieściło na szczęście. Kluska! - zawołał. Pies w jednej chwili znalazł się przy nim. Kluska wziął apteczkę w pysk i ruszyliście do domu.- Możesz delikatniej? - zapytał Al, gdy zszywałaś jego brew.
- Postaram się, ale nie jestem chirurgiem.
- Jesteś moją bohaterką X.
- Co zrobić z ciałami?
- Trzeba je tutaj zataszczyć, nim ktoś je znajdzie. Następnie gdzieś wywieść.
- Jak to się stało, że zacząłeś zabijać?
- Miałem dość panoszącego się zła na tym świecie. Władze nic z tym nie chciały robić, więc sam się tym zająłem. -Spojrzał na ciebie - Zrozumiem, jeśli będziesz chciała o mnie zapomnieć lub wydać policji.
Złapałaś jego twarz i go pocałowałaś.
- Jesteś skończonym kretynem. Jednak jesteś moim kretynem. Nigdy cię nie zostawię. Nie ważne czy byś był sklepikarzem, kierowcą, seryjnym mordercą czy nawet samym Lucyferem. Zawsze będę cię kochać. Nie rozłączy nas nawet piekło. Będę twoim wsparciem, twoim mieczem, twoją tarczą, twoją ukochaną i twoją wspólniczką. W końcu sama zabiłam człowieka.
- Kocham cię X. Na lepszą kobietę nie mogłem trafić.Był wieczór. Ciała zataszczyłaś do piwnicy, podczas gdy Al odpoczywał. Leżeliście razem na łóżku. Kluska chrapał słodko z pyskiem na twoich nogach.
- Jak się czujesz? - zapytałaś.
-Dzięki temu że tu jesteś, prawie wogule nie czuję bólu.
- Nie mogę uwierzyć, że zabiłam człowieka... Jak ty to znosisz?
-Wiem, że gdybym tego nie zrobił, albo bym sam zginął, albo zniszczyłby ten ktoś życie większej ilości ludzi. Taka jest prawda my dear. Oczyszczam nasze miasto. Ludzi się rodzi coraz więcej. Zła przybywa. Ja tylko eliminuję jego część.
- Powinieneś się przespać. Sen leczy lepiej niż jakikolwiek lek.
- A zaśniesz że mną? - uśmiechnął się i cię objął.
-Oczywiście.