Alastor szedł energicznym krokiem, mrucząc pod nosem. Jednak nadal jego uśmiech nie schodził z jego twarzy. Mógł sobie na takie coś pozwolić. W budynku byliście tylko wy.
- Kim jest Vox? - zapytałaś cicho Huskera. Szliście w pewnej odległości od Alastora.
- Lord z sąsiedniego terytorium. Jest
komputerowym demonem. On i Al nienawidzą się. - odparł, również cicho koci demon.- Nienawidzą to mało powiedziane! - odezwał się Radiowy Demon, który wszystko słyszy. - Husker, poleć proszę po Cherry Bomb. Spotkamy się na miejscu.
- Tak jest! - w jednej chwili otworzył okno i wyleciał przez nie.
- Kim jest Cherry Bomb? - zapytałaś, dobiegając do Alastora.
- Jeden z bardziej wiernych mi demonów na moim terytorium. Zajmuje się drobnymi sprawami. - odparł.
- Nie boisz się jej ufać?
- Ufam tylko tobie i Huskerowi. Cherry Bomb przyszła do mnie jak tylko zająłem to terytorium z propozycją pomagania mi. Zgodziłem się, bo potrzebowałem ludzi w terenie. Mimo wszystko, cały czas mam na tą demonice oko. - posłał ci uspokajające spojrzenie.
Złapał cię za rękę i przeteleportowaliście się na dach jakiegoś budynku. Przed wami stał Husk z piękną, jednooką kobietą, trzymającą w ręce bombę w kształcie wiśni.
- Witaj Cherry! - zawołał radośnie Al, kręcąc mikrofonem w ręce - Jak wygląda sytuacja?
- Lordzie! - ukłonił się przed nim - Lord Vox atakuje maszynami. Jest ich około piętnastu. Kto to? - wskazała na ciebie.
- Moja współpracowniczka. Jest może sam Vox? - zapytał.
- W tej największej maszynie. - wskazała za siebie.
Za wami latało piętnaście lotniskowców, z których wyrastały stalowe ramiona. Po środku demolowała miasto największa maszyna.
- X, ty nie bierz udziału w tym. Cherry bierze sześć z lewej, Husker dwa z prawej. Ja biorę siedem środkowych. Ach! Jeszcze jedno! - zawołał radośnie. - Vox'a zostawcie mnie.
Skoczyli z budynku, Husk złapał kobietę w locie i skierowali się w stronę maszyn. Al podszedł do ciebie.
- Na pewno wam jakoś nie pomóc? - zapytałaś.
- Poradzimy sobie X. Zabrałem cię, ponieważ chcę ciebie nie spuszczać z oczu. Wtedy jestem spokojniejszy. - odparł.
- W takim razie leć. Ja tu sobie posiedzę.
- Kto powiedział, że gdzieś muszę lecieć? - zaśmiał się. Jedno z ramion maszyny po lewej odpadło w różowej chmurze. - Ja walczę na odległość!
Stanął na krawędzi z szerokim uśmiechem i wyciągnął rękę. Pod wszystkimi lotniskowcami otwarły się czarne dziury. Wszystkimi, oprócz największego. Oczy Alastora zmieniły swój wygląd. Wyglądały teraz jak dwa stare telewizory, które się zepsuły, a na ekranie migały czarno białe paski. Al machał palcami. Czarne macki, które wypełzły z dziur zaczęły oplatać i zgniatać części maszyn. Minęło dziesięć minut, a został już tylko największy lotniskowiec oraz jeden po prawej. W tej chwili ten po prawej też runął jak długi.
- Przepraszam cię na chwilę X. Idę się zobaczyć z lordem Voxem. - uśmiechnął się do ciebie.
**Alastor**
Przeteleportowałem się do mojego starego kumpla Voxa. Wyglądał na dość zdziwionego, gdy zobaczył mnie na środku swojej maszyny.
- Alastor?! - zawołał, zdziwiony - Co ty tu do jasnej cholery robisz?!
- Witaj drogi Voxie! Dawno się nie widzieliśmy! Jak samopoczucie? - zawołał radośnie Al, wyczarowując swój mikrofon.
Wszystkie demony obecne w lotniskowcu zwróciły swój wzrok na moją osobę.
- Czyżby on nie żył? - mruknął lord, drapiąc się po dolnej części monitora.
- Zwaliliśmy wszystkie twoje zabawki. Jeśli masz na myśli tego demona z długą, siwą brodą to pewnie nie przeżył upadku maszyny. - odparłem spokojnie. Jako lord coś naprawdę nie ogarnia jak wygląda sytuacja na polu bitwy!
- A! To by wyjaśniało, jak się tu dostałeś. - Klasnął w ręce - No nic! Brać go! - wskazał na mnie.
Demony obecne w lądowniku popatrzyły po sobie, niepewne. Punkt dla mnie!
- Głusi jesteście?! Brać go do chuja wafla! - wściekł się Vox. Oh, jak on łatwo wpada w gniew!
Demony ruszyły na mnie. Vox był nieźle zdziwiony, gdy przez okna wleciały macki i po kolei wyrzucały każdego Demona z maszyny. Zostaliśmy sami.
- J-j-jak?! - zająknął się komputerowy demon.
-Oj, drogi Voxie! - położyłem mu rękę na ramieniu. - Działasz mi czasami na nerwy! Uśmiechnij się od czasu do czasu! Bez uśmiechu nigdy nie jesteś do końca ubrany!
- Zamknij się ty jebana truskawko! - warknął.
- Oj przyjacielu! - pokręciłem głową - Nie zabiję cię, bo to by oznaczało zajęcie twojego terytorium. A nie chcę takiej władzy. Za to, jednak muszę ci jakąś nauczkę dać!
Przez okna wleciały czarne macki. Jedna z nich złapała lorda w pasie i w jednej chwili go gdzieś zabrała. Reszta zaczęła zgniatać maszynę od środka. Nie było co czekać! Wróciłem do X. Wszyscy już stali i czekali na mnie.
- Więc! - odezwałem się - Dziękuję ci za pomoc Cherry! Jesteś już wolna! Husker, odstaw ją do domu proszę.
- Się robi Lordzie. - odparł, złapał dziewczynę za ręce i poleciał z nią.
- Nic ci nie jest? - podbiegłaś do niego.
- Jestem cały my dear! Wracamy?
- Chętnie. - Ulga domalowała się na jej twarzy. - Wracamy.
Koniec
Możecie jeszcze pisać w komentarzach,co chcielibyście zobaczyć w życiu twoim i Alastora! Może być za życia, może być już w piekle! Jak pomysł mi się spodoba, podejmę próbę napisania takiego rozdziału!
Trzymajcie się ;D