6 - Jakub Brewski

755 51 5
                                    

- Kochanie! -zawołałaś.

Minął miesiąc od ataku. Alastorowi pozostało tylko kilka blizn i lekki ból w ramieniu. O dziwo wszystko się ładnie zagoiło. Na czas gdy Al zdrowiał, ty wyszukiwałaś potencjalne ofiary. Siedzieliście oboje w domu, ponieważ, jak Alastor nie pracuje, ty nie masz co robić.
- Tak my dear? - twój jak zwykle uśmiechnięty ukochany schodził właśnie po schodach. Najbrzydszą pamiątką po spotkaniu z brodatym i łysym, była biała szrama na pół policzka. Jak Al się uśmiechał, blizna była prawie niewidoczna.
- Znalazłam ciekawego gościa. - odwróciła się z powrotem do laptopa na stole. Al usiadł na kanapie. - Jakub Brewski. Zgwałcił cztery, niewinne kobiety, zabił trzy i szczególnie okaleczył czwartą, napadł na sklep z bronią w ręku, postrzeliwując dwóch ochroniarzy. Z tego co widzę to nie pierwszy raz. Zgwałcił dziecko, a konkretniej pięcioletniego chłopca i brutalnie zamordował. - Spojrzałaś na niego. -Co sądzisz?
- Niezłe połączenie... Herbaty chcesz?
- Poproszę.
Al wstał i poszedł do kuchni, podczas gdy ty dalej czytałaś o tym gościu. Po chwili wrócił z kubkiem gorącej herbaty i przysiadł się do ciebie.
- Pedofil? - zapytał, podając ci gorący kubek.
- Na to wygląda.
- Z nimi się najlepiej pracuje. -zaśmiał się szaleńczo. Zawsze tak miał, gdy chodziło o nowe ofiary lub polowania. Jednak nigdy nie widziałaś go w prawdziwej akcji (oprócz polowania).
- Dlaczego? -przytuliłaś się do niego.
- W większości nie są zbyt silni. Wystarczy trafić w kostkę lub kolano i już ci nie ucieknie. Nie mają siły by walczyć. A te ich krzyki różnią się od innych. Te są pełne paniki gdy zobaczą kogoś silniejszego. Są mocni tylko w gębie. Ktoś, kto atakuje dzieci nie może być silny. Trochę po machasz im strzelbą czy nożem przed oczami i stają się potulni jak baranki. Wtedy ty robisz z nimi co zechcesz. - spojrzałaś na niego i ujrzałaś ten bardzo znajomy błysk szaleństwa w jego oczach.
- Tak z ciekawości....Ilu ludzi zabiłeś?
- Coś koło 20-35...ciężko powiedzieć. Dużo tego było.
- A co z policją?
-Raz mnie prawie dorwali. Jakoś trzy lata temu. Byłem wtedy nad jeziorem. Ścigałem pewnego gwałciciela. Nazywał się Martin Murian. Paskudny typ. A jak śmierdział! Ochyda! Na polu namiotowym akurat było integracyjne ognisko. Lały się litry, wódki. Jako jedyny nie piłem, pod pretekstem brania stałych leków.  Gdy wszyscy byli tak pijani, że ledwo stali na nogach, zabrałem Martina i jego kumpli, żeby "zaprowadzić ich do namiotu". Aby na wszelkie możliwe sposoby się zabezpieczyć, aby przypadkiem nawaleni chłoptasie sobie czegoś nie przypomnieli po wytrzeźwieniu, podałem naszemu gwałcicielowi kilka tabletek, aby zwymiotował. Jak jego koledzy zobaczyli, że Martin wymiotuje, pozwolili mi go zostawić w toalecie. Jak tylko poszli spać, pobiegłem do toalety i zabrałem naszego przyjaciela nad jezioro. Tam ostatecznie go utopiłem, jednak na polu namiotowym nagle zjawiła się straż miejska. Zwłoki bardzo szybko wrzuciłem w pobliskie trzciny a sam wskoczyłem do jeziora. Tak wszystkich załatwiłem, że nie pamiętali nawet z kim było ognisko. Martina znaleziono za dwa dni. Oprócz mnóstwa alkoholu, nie znaleźli nic, więc uznano, że facet się po prostu utopił. Po tygodniu znaleziono też w tamtych trzcinach mój znak rozpoznawczy, jednak uznano, że to przypadek. W końcu jezioro jest zaraz obok lasu.
- pff... Prawdziwy geniusz zbrodni jest moim misiaczkiem i siedzi obok mnie! - pocałowałaś go.
- Nie przesadzaj... Też się tego nauczysz. Teraz wracajmy do tego koleszki. Co z policją? Są jakieś zdjęcia?
-Policja go ściga, jednak nie może znaleść żadnego tropu. Obecnie, prawdopodobnie wygląda tak: -pokazałaś mu zdjęcie łysego faceta po 40 z wąsikiem.
- Yyy - Al skrzywił się - Paskudztwo! Że on się nie wstydzi z taką gębą łazić!
- Jest coś jeszcze.
-Słucham?
- Na dark web udało mi się wyszukać jego ostatni adres. Przed zaledwie miesiąca.
- To świetna wiadomość! Jutro po pracy jedziemy tam trochę powęszyć. Jaki to adres?
- Ul. Nobla 22.
- Znam to miejsce. W tamtych okolicach kilka razy wyrzucałem ciała. - wstał - Co powiesz na Jambelaye my dear?
- Chętnie. -dałaś mu buziaka.

( skip w czasie)
Właśnie wychodziliście z pracy, gdy zauważyłaś nieopodal stacji radiowej nie kogo innego, jak samego pana Brewskiego. Siedział na ławce obok placu zabaw w parku.
- Al? - spojrzałaś na niego.
- Tak my dear? - zapytał, przystając.
- Nad moim lewym ramieniem. Trzecia ławka od lewej obok placu zabaw.
- Widzę... Chodź do samochodu my dear! -objął cię ramieniem, ale nie z troski, lecz po to, aby się obrócić i zerknąć na człowieka siedzącego na ławce.
Wsiedliście i Al odezwał się, z szaleńczym błyskiem w oczach i uśmiechem na ustach.
- Los nam sprzyja X.
- Co planujesz? Mamy jakąś broń?
- Mam w bagażniku strzelbę do polowań i nóż myśliwski. Na razie zrobimy kółko dookoła tego osiedla, a potem zaparkujemy nieopodal. Wybierzemy się na romantyczny spacer po parku, co ty na to?

 [ZAKOŃCZONE] Alastor x reader Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz