c h a p t e r t w e e n t y f o u r

55 10 27
                                    

25.04.2014r., Seoul

~ Podano do stołu! ~ Zaświergotał, przekraczając próg przestronnego salonu, z szerokim uśmiechem na ustach.

~ Oh, czyli naprawdę kroiłeś mięso, a nie demolowałeś mieszkanie. ~ Po pomieszczeniu rozniósł się dźwięczny śmiech Jimina, który w odpowiedzi otrzymał jedynie ostre spojrzenie Hoseoka. Starszy mężczyzna po rozstawieniu półmisków na jasnym, białym stole, podszedł do sporego barku wyjmując z niego butelkę czerwonego, półsłodkiego wina.

~ Trzeba opić to brawurowe zwycięstwo mojego anioła. Widzisz, mówiłem Ci, że i uczelnia, i o pożal się boże ta szkoła taneczna będą żałować, że Cię nie przyjęli. ~ Zakończył z dumą, gładząc opuszkiem kciuka policzek lekko zmieszanego Jimina.

~ Przestań bo się zarumienię. ~ Burknął, lekko kręcąc głową aby zrzucić dłoń Hoseoka z swojej twarzy.

Prawda była taka, że Park mimo determinacji oraz ogromnych pokładów pasji jakie w nim drzemały, nigdy nie wierzył, że cokolwiek osiągnie w tańcu. Dlatego teraz siedział uśmiechnięty od ucha do ucha, wpatrzony w połyskujący, odbijający jasne światło oraz wygodnie goszczący się na półce puchar, z coraz to bardziej kwitnącą radością w sercu.

Pragnął piąć się dalej. Całym sobą pokochał sposób w jaki mógł wyrażać siebie, te pełne podziwu spojrzenia, które zawieszane były na jego osobie zaraz po brawurowej, nietuzinkowej figurze, a kilka minut po tym to wszechogarniające uczucie euforii podczas odbierana pucharu oraz dźwięk gromkiej burzy oklasków w momencie, kiedy jego delikatne palce stykały się z zimnym metalem nagrody.

Chciał jeszcze więcej.

Jeszcze więcej z pozoru pustych i nic nie znaczących pucharów, więcej odgłosów aplauzów, więcej zachłannych spojrzeń, więcej płomiennych, frenetycznych pocałunków wymienianych z Hosokiem zaraz po uplasowaniu się na pierwszym miejscu oraz w końcu jeszcze więcej podekscytowanych głosów przyjaciół, będących u jego boku w dobie każdego problemu, porażki, sukcesu czy w momencie spełniania największych marzeń.

W momencie osiągania, patrząc zaledwie dwa lata wstecz, niemożliwego.

07.12.2013r., Incheon

~ Dzień dobry! ~ Rzucił Yoongi, przekraczając próg estetycznie urządzonego domu. Odłożył plecak na ziemię, zdjął buty oraz odwiesił puchową kurtkę na jasny, drewniany wieszak.

~ Dzień dobry Yoongi, jak się dzisiaj czujesz? ~ Wysoki, czarnowłosy mężczyzna wyszedł zza kuchennych drzwi, trzymając w dłoniach dwa turkusowe kubki z parującymi napojami, w jednym ciemna kawa z łyżeczką brązowego cukru, w drugim naczyniu gorąca czekolada.

~ Pewnie jesteś głodny, właśnie byłem w trakcie przygotowywania obiadu, możesz rozłożyć nuty, a ja zaraz do Ciebie przyjdę. ~ Changkyun posłał w stronę chłopca przyjazny, ciepły uśmiech, odstawił napoje na niski, kawowy stolik i z powrotem skierował się równomiernym krokiem w stronę kuchni.

Z pomiędzy warg Yoongiego uleciało głośne westchnienie. Rzucił ostatnie spojrzenie na bukiet złożony z białych lilii oraz jasnoróżowych goździków, idealnie komponujących się z beżowymi ścianami i czarnymi meblami, wypełniającymi pokój.

Chłopiec usiadł wygodnie na bordowej podusze, otworzył skoroszyt i wyjął z niego sześć kartek w formacie A4, z rozpisanym wstępem do „Symphony in D major No.104".

Zamknął na moment oczy, zatapiając się w ciszy. Wziął głęboki oddech i po raz kolejny dryfował na falach odległej rzeczywistości, która pomogła mu w jakikolwiek sposób zrozumieć siebie po stracie matki.

Charm  || myg & jhs; jjk & kthWhere stories live. Discover now