Część 30

252 33 37
                                    


Wnętrze ogromnego transportowca urządzeniem bardziej przypominało salon niż samolot, pomijając, że fotele i nawet kanapa miały pasy a stoliki, szafki i chyba wszystko było przymocowane na stałe do ścian i podłogi. Miejsca Vipowskie w samolotach pasażerskich linii lotniczych to przy tej bestii nic okazałego. Nawet w swoim mieszkaniu w Portland, w którym Harry nie był chyba od wieków nie posiadał tak ogromnego telewizora i kina domowego, które swoimi rozmiarami bardziej przywodziły na myśl kina. Był nawet barek z drinkami najróżniejszych rozmiarów, mała kuchnia i stół bilardowy. I scena do karaoke. Jakoś nie był tym zaskoczony.

Harry podszedł do miejsca gdzie siedziała Adira w stylu jakiegoś mnicha z nadgarstkami opartymi na kolanach. Przynajmniej nie stykała ze sobą palców i nie mruczała w kółko OMM!

- Zapnij pasy do startu. - mruknął Harry siadając na kanapie-fotelu obok niej. Adira uchyliła jedną powiekę, by na niego spojrzeć. Potem samymi stopami przesunęła całe ciało nieco do tyłu aż poczuła za plecami oparcie i zamaszystym ruchem zapięła pas. Po czym otrząsnęła się lekko jakby strząsała z siebie coś nieprzyjemnego i dalej zgrywała mnicha. Albo raczej mniszkę.

Wiedział co robi i wiedział też, żeby jej w tym nie przeszkadzać, więc przesiadł się do James'a obok którego siedział już Ron. Co wyraźnie nie odpowiadało drugiemu wilkołakowi.

Ron wyraźnie się do niego przystawiał. A znając przyjaciela wiedział, że im bardziej James zdawał się być zniesmaczony takim zachowaniem tym bardziej on, Ron, będzie bardziej stawał się namolny. Ron jako gej był bardzo uprzedzony do osób, którzy wykazywali niechęć do osób homoseksualnych.

A James miał właśnie coś w spojrzeniu i wyrazie twarzy jakby mówił, weź spadaj! Używając ocenzurowanych słów.

Ron bywał próżny. Doskonale zdawał sobie sprawę z swojej urody i specjalnie wykorzystywał wizerunek osób jego orientacji, by ukryć pod tą maską ostry jak brzytwa umysł i intelekt. No i lubił podokuczać.

Harry nie sądził, że James był antyhomosekualnym paranoikiem. Raczej zwyczajnie chodziło o zbyt pruderyjną bliskość Rona.

- Dręczy cię, co? - Harry opadł na miejsce obok James'a.

- Ja? Ależ skąd! - Ron uśmiechnął się złośliwie. Trzymał w jednej ręce kieliszek z szampanem, a drugą ręką podpierał głowę, więc bosa stopa pogłaskała James'a po policzku.

Tego było już za dużo dla Cracher'a. Wilkołak zerwał się na nogi niemal odskakując do tyłu.

- Lepiej trzymaj go z dala ode mnie. - wysyczał James niesamowicie lodowatym głosem.

Ron uśmiechnął się triumfalnie i upił łyczek z swojego kieliszka. Patrzył James'owi prosto w oczy.

- Przestań. - Harry szturchnął Rona na tyle mocno, że zakołysał rudzielcem tak, by zerwał kontakt wzrokowy z wilkołakiem.

- Co? - Ron spojrzał na Harry'ego pytająco.

- Nie patrz mu w oczy. - poprosił Malborn. - James jest wilkołakiem. Rzucasz mu w ten sposób wyzwanie.

- O cholera! - Ron natychmiast znów spojrzał na James'a z jeszcze większą ciekawością. - Wilkołak? Prawdziwy wilkołak?

- Nie tylko on tutaj jest wilkołakiem. Powiedz swojemu przyjacielowi by trzymał ręce z dala od mojego szczenięcia, albo mu je połamię. - mruknęła z swojego miejsca Adira, nie otwierając oczu ani nie przerywając medytowania. W jej głosie też nie było groźby pomimo słów, których użyła.

- Ona też jest wilkołakiem? - Ron przeniósł na Adirę spojrzenie. - To co, stary? Jak wyrwałeś napaloną wilkołaczycę?

Harry zaczął mu opowiadać niestworzoną historię jak to walczył o nią z Królową Pająków, wielkim trollem i Księciem Ciemności, którym był jego ojciec. Mocno pod koloryzując.

W Cieniu PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz