Część 14

345 36 70
                                    

Pierwsze co poczuła po przebudzeniu było mrowienie ciała w miejscu gdzie zregenerowały się obrażenia, które powstały w wypadku samochodowym.

Wciąż bolało, więc to musiało mieć miejsce najwyżej kilka godzin temu i nie skończyła się jeszcze regenerować.

Wisiała na odrętwiałych już rękach skutych łańcuchami zawieszonymi do sufitu. Były umocowane dość wysoko, by nie sięgała stopami podłogi, która znajdowała się jeszcze z dwadzieścia centymetrów niżej.

Szarpnęła łańcuchami, ale były za grube, by tak łatwo je zerwać. W dodatku była bardzo osłabiona. Wyleczenie ran całego ciała wymaga mnóstwa energii oraz kalorii. Starała sobie przypomnieć co się właściwie stało i skupić się nad swoją obecną sytuacją obracając się na łańcuchach właściwie wbrew własnej woli. One same się tak obracały jakby była dzwoneczkiem na wietrze.

Ktoś rozebrał ją do naga przed powieszeniem na tych przeklętych okowach. No chyba, że podarli jej ubrania, kiedy już wisiała. To nie takie nieprawdopodobne. Czuła na gołej skórze chłodne powietrze wpadające przez małe okienko naprzeciwko niej. Światło księżyca wpadało przez nie i oświetlało tę część piwnicy, w której ją zamknięto. 

Blady blask padał także na jednego z trzech morderców z Canmore. To był ten, którego szeryf zastrzelił na starej farmie drobiu. Jego trup leżał na drewnianym stole patrząc martwymi oczyma na nią. Dziura pośrodku jego czoła zionęła pustką jakby ołówkiem nakłuć plastelinę.

Kiedy tak się relaksowała najwyższymi standardami tego miejsca wisząc na tych łańcuchach usłyszała ciężkie kroki po drewnianych schodach.

Ktoś, najprawdopodobniej jeden z tych skrzywionych gości schodził do piwnicy. Postarała się więc jak mogła najlepiej wyglądać dostojnie i groźnie, umazana jej własną krwią, naga i zawieszona za ręce pod sufitem.

Drzwi się otworzyły. Nie pomyliła się. Mężczyzna, który przekroczył próg musiał być spokrewniony z trupem leżącym na stole. Jego deformacja była podobna. Był tak samo wielki, umięśniony i naznaczony licznymi bliznami. Jego twarz wyglądała jakby za młodu przytulił ją do rozpędzonego koła szlifierskiego. 

Przepuściła wilczycę na tyle, by spojrzeć na przybysza jej oczami.

Obcy zawahał się, ale zaraz zacharczał agresywnie, bardziej jak zwierzę niż człowiek.

Pokazała mu jak powinno wyglądać warknięcie, napinając mięśnie ramion i szarpiąc się w łańcuchach.

Efekt podział. Człowiek cofnął się do tyłu przestraszony.

Kiedy zorientował się co się stało ryknął na nią ponownie i ruszył ku niej, by uderzyć ją w brzuch. Zdążyła się na to przygotować ale i tak zabolało.

Zacisnęła palce na jej szyi, przybliżając twarz Adiry do swojej.

- Mięso. - wycharczał człowiek a potem polizał ją po twarzy jakby ją smakował.

Niedoczekanie. 

Adira kopnęła go w krocze, a następnie wykorzystując obrót łańcucha wymierzyła kopnięcie w głowę.

Mężczyzna zachwiał się na ścianę i runął na podłogę.

- No dawaj, brzydalu. Ja jestem drapieżnikiem. Nie ofiarą. - warknęła Adira.

Paskuda wstał i ruszył ponownie ku niej, by znów ją uderzyć. Tym razem to ona była pierwsza. Gdy się zbliżył wymierzyła ponownie kopnięcie w głowę. Złapał jej nogę nim to zrobiła, ale drugiej nogi nie spodziewał się. Kiedy ponownie stracił równowagę podciągnęła się w górę i objęła udami jego szyję, zaciskając mocno mięśnie nóg, by poddusić jednego z kanibali.

W Cieniu PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz