Część 52

203 22 9
                                    


- Weź wózek, skarbie. Trochę tego będziemy potrzebować. - poleciła Adira kiedy weszli do niewielkiego marketu. - Pójdę poszukać mleka. - odeszła kierując się na dzieł z nabiałem, przechodząc przez spory tłum klientów, który prawdopodobnie nie ma nic innego do roboty poza przychodzeniem do sklepów i kręcenia się między półkami. 

Szybko znalazła mleko w kartonowych pudełkach. Wzięła całe opakowanie zawierające sześć kartoników. Złapała je pod pachę i czekając na Harry'ego zastanawiała się czy, a raczej ile, wziąć mlecznego budyniu czekoladowego.

- Aż ślinka cieknie, co? Nie możesz się oprzeć? - usłyszała szept przy samym uchu.

Adira wzdrygnęła się i odwróciła natychmiast, ale nikogo za nią nie było. Nie było też nikogo w alejce, w której stała. Zmarszczyła brwi rozglądając się.

Nagle światło zaczęło mrugać chorobliwie i zgrzytać jakby dochodziło do spięcia elektryczności jakby rodem z scen z horrorów w jakimś posępnym korytarzu.

Zrobiło się nagle jakoś niezdrowo cicho. Zniknęły gdzieś głosy klientów sklepu, dźwięki towarzyszące codziennemu życiu jak choćby jeżdżące samochody na zewnątrz, śpiew ptaków, szczekanie zniecierpliwionego psa, który nie może się doczekać aż jego właściciele wrócą ze sklepu. 

Nie zniknęły jednak jedynie dźwięki.

Nagle znalazła się w sklepie zupełnie sama, jakby wszyscy inni nagle wyparowali. 

- Co do cholery? Thanos wygrał? - rzuciła w przestrzeń nieco żartobliwie. Niedawno była z Harry'm w kinie na filmie Avengers : Wojna bez granic. Bardzo jej się podobał film, choć nie przyznała tego przed mężem. Przed zgodą na pójście do kina marudziła, że wcale nie ma ochoty oglądać filmów o superbohaterach. Błędnie uważała je za słabe, i sama musiała przed sobą przyznać, że była w błędzie.

- Harry! - zawołała lekko spanikowana. Upuściła mleko, które spadając z wysokości metra rozlało się po podłodze. Ruszyła wzdłuż alejki, szukając kogokolwiek żywego.

Jej ukochany nie odpowiedział. 

Zniknął. Tak jak wszyscy inni.

Nie lada przerażona wybiegła przed sklep. Na zewnątrz także nie było żadnego życia.

Nie było ludzi, nie było zwierząt, nie było nawet insektów, mimo,że było dość upalne popołudnie.

- Co tu się dzieje? - niemal wyszeptała. 

Przez zaschnięte ze strachu gardło ledwo rozpoznawała własny głos.

Zaczęła biec ulicą między pustymi samochodami, które stały na ulicy jakby porzucone przez swych kierowców.

Przecież musi tu być ktoś żywy. Ktokolwiek. Wszyscy nie mogli wyparować od tak. To nie jest jakiś głupi film.

- Halo?! Jest tu ktoś?! - krzyknęła zdesperowana zatrzymując się nagle.

- Och, nie. Nie ma nikogo. Tylko my. - usłyszała znów ten sam głos, co przed chwilą w sklepie. Tym razem nie szeptał, ale nie potrafiła stwierdzić skąd dobiegał. Jakby zewsząd i znikąd jednocześnie. 

- Kim jesteś? - spytała Adira rozglądając się rozpaczliwie. - Czego ode mnie chcesz?! 

Głos nie odpowiedział. 

Rozległ się tylko śmiech. Okrutny, maniakalny śmiech.

Świat zaczął wirować coraz szybciej i szybciej.

Jej ramiona przyległy do ciała nagle bardzo ciężkie a nogi złączyły się ze sobą, jakby ktoś je spętał. Nie mogła się ruszyć mimo usilnych prób.

W Cieniu PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz