Część 16

326 35 41
                                    


- James. Co ty wyprawiasz? - spytała Adira widząc jak wilkołak wynosi z chaty stary, zielony fotel. - Natychmiast odnieś go na miejsce.

- Ale, mamusiu... ja kocham ten fotel. - jęknął James. - Mam zrzec się miłości? 

- Ale już! - podniosła głos do krzyku. - Nie zabieramy niczego co nie jest nasze. 

- Byłabyś fatalną matką. - fuknął pod nosem James. Czym prędzej zawrócił z fotelem do chaty, gdy Adira, niczym robot, obróciła się ku niemu z wyrazem twarzy demona.

- Zabiję go. Jak Boga kocham kiedyś go zabiję. - powiedziała do siebie.

- Wiesz, że żartuje. - Harry przeszedł obok niej niosąc torby z ubraniami partnerki do samochodu. Ułożył torby obok reszty bagażu. - Po za tym jak go zabijesz, to na prawdę będziesz fatalną matką. 

- CO POWIEDZIAŁEŚ?!

- To już ostatnie, kochanie. Wszystko gotowe. Możemy ruszać. - odpowiedział na prędce Harry zmieniając temat. - Co jest? 

Adira uniosła palec karząc mu milczeć i z zmarszczonymi brwiami wyminęła GMC.

Ktoś nadjeżdżał w stronę domku leśniczego.

James, który wychodził właśnie z budynku wepchnął z powrotem do środka Dianę, która wychodziła za nim.

- Ci... - przyłożył palec do ust, pochylając się nad dziewczyną, bo w przypływie nagłego pchnięcia wywróciła się na podłogę, tłukąc sobie siedzenie. - Ktoś jedzie. - wyciągnął rękę, by zaoferować jej pomóc w wstaniu, którą przyjęła kiwając głową.


Harry zamknął pakę swojego samochodu i wyszedł przed auto na środek podjazdu, gdzie stała już Adira. Oboje wpatrywali się w zakręt drogi, na którym po chwili pojawił się szary pojazd z zielonym paskiem i napisem Straż Leśna. 

Proszę, proszę. Któż to się znalazł. - pomyślała Adira.

Samochód nadjechał bardzo szybko i stanął tak, by zablokować całą drogę.

- Tylko spokojnie. - mruknęła Adira, gdy wyskoczył z pojazdu mężczyzna w kurtce moro.

- Jestem spokojny. - powiedział Harry.

- Mówiłam do siebie. - odparła prychając a jaj partner miał czelność się uśmiechnąć.

- Hej, wy! - zawołał człowiek, który wyraźnie był leśniczym w okolicznych lasach. I raczej nie był przyjaźnie nastawiony.

Nikt przyjazny nie zaczyna zdania od hej wy! Do tego podnosząc głos. 

- Coście za jedni i co tutaj robicie? 

- Czy ten gość nie czyta gazet? - spytał Harry. - Jesteśmy na pierwszych stronach przez tego gnoja Gorse'a.

Adira spojrzała na Harry'ego unosząc brew i zwróciła się do leśniczego.

- Proszę się nie denerwować. Mamy pozwolenie od szeryfa na pobyt tutaj. Właściwie właśnie wyjeżdżamy. 

- Nic z tego. Nigdzie stąd nie ruszy się nikt dopóty, dopóki nie dowiem się co banda włóczęgów robi na terenie własności straży leśnej prowincji Alberta. - mężczyzna ze straży leśnej wyciągnął z samochodu sztucer z lunetą i wycelował w nich. 

- Banda włóczęgów? - oburzył się Harry. - Au. No co ty? - Adira kopnęła go w kostkę.

- Po co tak radykalne środki? - spytała unosząc nieznacznie ręce. - Powiedziałam przecież, że szeryf Bones dał nam pozwolenie na....

W Cieniu PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz