Część 28

266 36 36
                                    


Gwałtowny wstrząs samochodu wybudził drzemiącą Dianę ze snu. Wykonała tak gwałtowny ruch, że niemal spadła na podłogę auta, czego, o ironio, usiłowała uniknąć. Przed spadnięciem z tylnego siedzenia Dianę uratowała Adira, wykazując się refleksem, jednocześnie unikając wystrzelonej  w stronę jej głowy stopę dziewczyny i chwytając za ramię, przyciągając do siebie.

- Przepraszam. - pisnęła Diana nieśmiało, siadając prosto.

Adira uśmiechnęła się drapieżnie, pochyliła się z prędkością kąsającej kobry i odgryzła młodej wilkołaczycy nos.

Diana obudziła się z głośnym krzykiem. Pomacała prędko twarz. Nos był na swoim miejscu, cały i wcale nie nadgryziony.

Odetchnęła z ulgą. W tym momencie drzwi od tylnej części GMC zostały otwarte i do środka zajrzała Adira, osłaniając głowę przed ulewnym deszczem kurtką. Diana znów krzyknęła, siadając szybko na drugim końcu siedzenia, wciskając się plecami w drugie drzwi.

Adira spojrzała na nią zmartwiona.

 - Zły sen? - spytała latynoska. 

- Tak, tak. - mruknęła nerwowo Diana zerkając na Adirę zdenerwowanym wzrokiem i niemal natychmiast uciekając nim, czując badawcze spojrzenie starszej wilkołaczycy.

- Hmm... - mruknęła Adira po krótkiej chwili. - Chodź, wszyscy na ciebie czekają.

- Jesteśmy już na miejscu? - spytała natychmiast zaciekawiona Diana. Nigdy nie spotkała Nefretari, a z tego co słyszała o Pradawnej od Harry'ego, James'a i Adiry, musiała być naprawdę niesamowitą osobą.  Spojrzała ponad ramieniem Adiry na to co znajdowało się za plecami Ramirez. Miejsce nie wyglądało na rezydencję przerażającej bogini. Raczej jak parking przed fastfood'em .

To BYŁ parking przed fastfood'em. Poczuła zawód do czasu aż jej brzuch nie odczuł ekscytacji na myśl o jedzeniu.

- Jeszcze nie. Przed nami wciąż kawał drogi. Ona jest w Stanach. - powiedziała Adira. - Chodź szybko. Trochę pada.

- Trochę? - Diana spojrzała na ścianę wody spadającej z nieba. Padało od kilku godzin i nic nie  zapowiadało, by miało przestać.

- No już, wyskakuj, zaraz wszystko nam zjedzą. 

Diana wytargała spod fotela swoją kurtkę i wraz z Adirą pobiegły do czerwonego budynku MacDonalda. 

Kurtka Diany natychmiast niemal przemokła po wyjściu z auta, ale zdążyły dotrzeć do restauracji nim poczuła jak bardzo mokra się stała.

Rozsuwane drzwi stanęły przed nimi otworem. Obu wilkołaczycą od razu zrobiło się cieplej, choć ubrania wciąż były mokre.

Było późno wiec nie dziw, że prócz ich paczki nikogo prawie nie było. Połączono ze sobą dwa stoliki, by Arissa, Ray, Dom, Olivia, Nicolas i Nicola, James oraz Harry mogli usiąść razem. Były także dwa miejsca dla nich.

Pracownicy MacDonalda nie byli zachwyceni złączeniem stolików, które były przymocowane do podłogi, ale najwyraźniej, albo z powodu niewielu klientów, oprócz nich był tylko jeden kierowca ciężarówki i jakaś para w kącie, albo z powodu ilości jedzenia, które zamówili. A może uznali, że komuś, kto po prostu wyrwał z podłogi stół przymocowany śrubami do podłogi nie należy się naprzykrzać.

- Hej, a gdzie jest Ven? - spytała Diana siadając przy stole obok James'a. Zarumieniła się kiedy wypowiedziała imię Pradawnego. To nie pytanie a ton, którym je zadała zmusiło Adirę do spojrzenia na swoje szczenię, kiedy siadała już na ostatnim wolnym miejscu spadła z miejsca zanim w ogóle na nim usiadła.

W Cieniu PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz