Część 37

221 32 15
                                    

- Wytłumaczcie się. - zażądała Nefretari patrząc na swe młodsze rodzeństwo. - Co miało znaczyć to zajście? 

- Wytłumaczyć? Przed tobą? - prychnął młodzieniec. - A kim ty jesteś, żebyśmy mieli się przed tobą tłumaczyć? Nie mamy ci nic do powiedzenia.

- Zaczekaj, bracie. To może wiele ułatwić. - jego siostra położyła Pradawnemu rękę na ramieniu w geście, który miał zapewne go uspokoić. Nikt nie dał się nabrać.

- Czy oni odwalają złego i dobrego glinę? - spytał Harry. - Co to? Pieprzony serial z lat osiemdziesiątych? 

- Ta. I sądzą, że jesteśmy debilami, którzy się na to nabiorą. - James skrzyżował arogancko ramiona i splunął.

Nefretari spojrzała na wilkołaka z rządzą mordu w oczach. 

- Czy ty właśnie splunąłeś na moją podłogę? - spytała Pradawna a James momentalnie pobladł. - Później dokładnie ją wyszorujesz. Całą. - rozkazała bezwzględnym tonem na co wilkołak energicznie pokiwał głową. Pradawna odwrócił się ponownie do rodzeństwa.

- Wyjaśnij, Silvani, co to wszystko ma znaczyć? Dlaczego atakujecie moje zwierzątko? 

Adira warknęła na Pradawną i parsknęła stanowczo kręcąc łbem.

- Mówi, że nie jest twoim zwierzątkiem. - poinformował Tarę Harry.

- To nie czas na tę rozmowę. Już mówiłam ci, że należysz do mnie, mała. - odparła Nefretari. Adira kłapnęła ponownie na nią szczękami. - Wciąż czekam na wyjaśnienia Silvani.

- Nie podoba mi się jej ton, siostro. - warknął chłopak. - Zabijmy po prostu ich wszystkich. - rzekł chwytając oburącz swój kij.

- Uspokój się, Calebie. - poprosiła Silvani karzącym tonem. - Wiemy, że ona jest zagrożeniem dla tego świata. - dziewczyna wskazała na białą wilkołaczycę.

- Jest wilkołakiem. Na pewno w jakiś sposób jest niebezpieczna. - odpowiedziała spokojnie Nefretari. - Do rzeczy. Mam sporo pracy.

- Dobrze wiesz, że to plugastwo to coś więcej niż wilkołak. - warknął Caleb wymawiając słowo plugastwo niczym najgorsze przekleństwo. Aż Adirze najeżyło się futro. Nie ruszyła się jednak z miejsca, w którym stała. - Ta bestia to warg! 

Nefretari roześmiała się po słowach młodego Pradawnego. Nie był to ani wesoły ani na pewno szczery śmiech. Raczej pełen kpiny i goryczy. I miał jeden konkretny cel. Zakpić z Caleba, co nie da się ukryć nie tylko podziałało, ale bardzo zdenerwowało młodzieńca w dodatku.

- Warg? - powtórzyła Nefretari, przestając się śmiać w jednej sekundzie. - Nie bądź śmieszny. Wargowie i wilkołaki to dwie całkiem inne istoty. I to bez znaczenia, że oba gatunki są gatunkowo spokrewnione z wilkami. Po za tym wargów już dawno nie ma. Kto wam powiedział coś tak głupiego? Ojciec? Nie. Nawet on nie byłby tak głupi.

- Nasz ojciec obraduje w tej chwili z Strażnikami. - wycedził Caleb. - Zanim osądzą co zrobić pozbędziemy się tego problemu, czym na pewno zasłużymy sobie miejsce wśród Strażników.

- Nie bądź śmieszny. Jesteście za młodzi. - prychnęła Nefretari.

- Nie pozwolę wam tknąć choćby jednego włosa mojej siostry. - oznajmiła Julia.

- Nie odzywaj się, nieumarła. - Caleb splunął tak jak przed chwilą James, lecz jego flegma nie dotarła do ziemi. Zawróciła i ugodziła właściciela w nos.

- Co to za maniery? - ofuknęła młodszego brata Nefretari. - Ojciec nie nauczył was manier? 

- Dość tego! Zapłacisz  mi za to, Upadły Pomiocie! - Caleb starł z twarzy własną ślinę i rzucił się do ataku w tej samej chwili, kiedy Silvani krzyknęła. 

W Cieniu PrzeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz