29

122 7 23
                                    

Olivia's POV 

Dzień. I kolejny. I jeszcze jeden.

I tak mijał dzień za dniem w moim podłamanym życiu. Każdy z nich zamiast odejmować mi bólu i tęsknoty, dodawał jej. Z podwojoną siłą. Dopiero teraz, gdy straciłam swojego chłopaka, zrozumiałam, jak bardzo go potrzebuję. Niczym tlenu do oddychania. Carlos był moim tlenem potrzebnym do zabrania wdechu. Bez niego czułam się niezwykle pusta i bezsilna.

W tym tygodniu przestałam uczęszczać na zajęcia. Byłam zbyt zdołowana, żeby się tam pojawić. Choć wyjazd także miał w tym swój udział.

Ze względu na powrót do starej miejscowości musiałam przerwać naukę na uczelni. Przynajmniej do czasu, aż znajdę siły na pochłanianie wiedzy oraz zaoszczędzę pieniędzy. Powodem mojej nieobecności tam był również Carlos. Wiedziałam, że zapewne nie chodził teraz na zajęcia. Mimo to nie chciałam tam być, gdy w końcu się pojawi. Nie wiem, jak on mógłby zaregować na mój widok. Narazie wolałam pozostać w niepewności. 

Co do pieniędzy... Z La esperanzy dostałam maila z wyraźnym wskazaniem na zwolnienie. Słowa, które zawarli, były napisane formalnie, lecz wywnioskowałam ich przekaz. Ostrzegli mnie, abym nie zbliżała się więcej do tamtego wieżowca choćby na krok. W przeciwnym razie wystosują mi wyrok za oszukanie urzędników ich biura. Przyjęłam to z wyrozumiałością. Wiedziałam, że tak będzie. Lecz w rzeczywistości bolało to cholernie mocno. 

Za studia zapłaciłam z miesięcznym wyprzedzeniem, przez co mogłam bezproblemowo uczęszać tam do końca następnego miesiąca. Ale czy mam na to wystarczająco siły? Nawet jeśli... Co będzie kiedy ten miesiąc minie? Jak za nie zapłacę? Pytanie za milion. 

W międzyczasie oddałam Meghan wszystkie loginy i hasła do jej kont, które używałam do pracy. Przeprosiłam ją za robienie kłopotu przez tyle miesięcy. Oczywiście nie obwiniała za mnie żadne konsekwencje naszego kłamstwa. Ponieważ przyjaciółki zawsze się wzajemnie wspierają. Nie ważne co. 

Nawet teraz, kiedy przenosiłam złożone schludnie ubrania do otwartej walizki leżącej na łóżku, Meg nie chciała zrzucić na mnie winy. Siedziała ze zwieszoną głową na krześle od biurka i skubała materiał skrawka swojej koszulki. 

— Zerwał ze mną, Liv. Tuż po tym, jak się dowiedział. — objaśniała mi sytuację. — Przyszedł do mnie. Był wściekły, że mu nie powiedziałam. W dodatku wspomniał o Carlosie i... To było okropne. Czułam się jak skończona idiotka. 

Włożyłam kupkę ubrań do dziury w walizce. Przeszłam do komody, wyciągnęłam wyprane skarpetki i również ułożyłam je w odpowiedniej komorze. 

— Jest nas dwie. — zawtórowałam jej burkliwie.

— Nie wierzę, że to koniec. I jeszcze ty wyjeżdżasz! — panikowała, przeczesując włosy nerwowym trikiem.

Odstawiłam zajęcie pakowania na później, podeszłam do niej. Zniżyłam się na poziom jej głowy, krzyżując z nią wzrok.

— Hej, spokojnie...

— Ja go naprawdę lubiłam, Liv. Tak na serio. — wyznała poprzez zbierający się płacz.

Otarłam pojedynczą łzę z jej policzka. Uśmiechnęłam się niewinnie.

— Nie ty jedna. — dodałam z nutą żalu w głosie.

— Co teraz zrobimy? — zapytała łagodnie.

Wstałam na proste nogi. Obejrzałam się za okno, gdzie panowała zimowa aura. Płatki śniegu niejednorodnie spadające z nieba przypominały mi moją relację z Carlosem.

The Real MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz