Epilog

385 11 13
                                    

Carlos's POV 

Nie wiedziałem, czy to zwykłe szczęście, czy dar od losu... Cokolwiek to było, byłem temu dłużny do końca życia. Gdyby Justin nie wysłał mi tamtego filmu załączonego w wiadomości, Olivia nigdy, by nie odpowiedziała na moje błagania. A ja żyłbym z grzechem na sercu przez całą wieczność. Miałem ochotę zabić za to Stellę, ale dzięki Justinowi nie musiałem. Choć teraz po złożeniu wypowiedzenia w firmie, zapewne był na drugim końcu świata. Jednak nigdy nie zapomnę o jego przysłudze. Chłopak zyskał mój szacunek, wysyłając mi wtedy tą cenną wiadomość. 

Od Justin:

Obejrzyj to, a wszystkie wasze problemy znikną. Dbaj o nią...

Nie miałem pojęcia, czy Olivia również dostała od niego podobny załącznik. Choć sądząc po jej odpowiedzi, skłoniłbym się ku potwierdzeniu tej tezy.

Od Olivia:

Wiem o wszystkim... Masz ostatnią szansę.

Wypełniło mnie czyste szczęście, gdy odczytałem treść esemesa. Mogłem przenosić góry, podskakiwać do samego nieba, a nawet wozić Lily codziennie do przedszkola. Dobra, to ostatnie odpada. Mała zniszczyłaby mój perfekcyjny porządek w aucie.

Nie czekałem ani chwili. Od razu wiedziałem, co musiałem zrobić. Co musiałem zrobić, aby mi wybaczyła. Byśmy razem mogli wychować naszego malucha.

Dziecko. Będę miał dziecko. Będę ojcem... Urodzi się moje dziecko... Z mojej krwi... Mój syn lub córka. Sam nie mogłem uwierzyć przedstawiającym się faktom.

Był to dla szok. W pierwszym momencie przeżyłem chwilę zwątpienia. W końcu oboje z Olivią mieliśmy swoje obowiązki, które wymagały codziennych doglądów. Nie będzie łatwo. Nigdy nie było i nie będzie. Ale damy radę. Jeśli... Jeśli ona mi wybaczy. A zrobię wszystko, by to zrobiła.

Zgodnie ze swoim planem ułożonym w głowie, zorganizowałem każdy drobny szczegół w zaledwie kilka marnych godzin. Nie potrzebowałem dużo czasu, bo wiedziałem, że muszę postarać się ze wszystkich sił.

Może właśnie dlatego stałem teraz cały w nerwach, trzęsący się jak galareta, ubrany w elegancki, czarny garnitur z białą koszulą rozpiętą ku górze, na jednym z wynajętych przez naszą rodzinę jachtów.

Wybrałem ten, który najbardziej zapadł mi w pamięć z wcześniejszych wizyt. Wyjątkowa okazja przypadająca dzisiaj, posunęła mnie do tego kroku, iż kazałem ekipie dekorującej ozdobić cały pokład świecącymi na żółto lampkami, które dodawały domowego klimatu. Światełka idealnie wkomponywały się na firanki przewieszone przez barierki statku. Na podłodze rozsypane zostały białe płatki róż zmieszane. Obok wejścia do sterowni ustawiony był dość duży ekran telewizora specjalnie na potrzeby niespodzianki, którą szykowałem.

Zerknąłem na zegarek pokazujący teraz godzinę dwudziestą sobotniego wieczoru. Przeczesał em dłonią ułożone pod górę włosy i odetchnąłem.

Przyjdzie. Na pewno. Nie zostawi mnie. Dała mi szansę.

W chwili, gdy ponownie podniosłem wzrok na bujający się jacht w londyńskiej rzece, na chodniku pojawiła się zgrabna postać blondynki idącej ostrożnym krokiem w stronę zejścia. Przeszedł mnie zimny dreszcz.

Podbudowałem się w duchu i wystrzeliłem do przodu, aby pomóc dziewczynie w wejściu na pokład. Miała na sobie zwiewną, białą sukienkę z dekoltem w serek oraz z długim rękawem sięgającą jej do połowy ud. Dobrze, że akurat dziś pogoda nas nieco oszczędziła, dając uppudt temperaturom poniżej zera. Chociaż i tak wagakem się, czy zaproponować Olivii swoją marynarkę. Ostatecznie powstrzymałem się.

The Real MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz