30

128 8 20
                                    

Carlos's POV 

Ciemność dominowała w tym wszechświecie. Moje oczy dostrzegały głównie przepełnioną od smutku i żalu ciemność.

Rozłożyłem ręce w rozeznaniu. Zlustrowałem wzrokiem swój ubiór, w którym dominowały ciemne kolory. Czarna koszula, jeansy, nawet pasek od spodni był zabarwiony w tym kolorze. Byłem cały w czerni. Wraz z moimi ułożonymi równie w jedną stronę włosami.

Ale dlaczego? Dlaczego się tak ubrałem? Co się tutaj działo?

Wtedy usłyszałem niepokojące słowa wypowiedzone przez starszego mężczyznę.

— Olivia była jedną z nas. Zasługiwała na lepsze życie, na szczęście... — mówił monotonnym tonem. — Pożegnała się z tym światem zbyt wcześnie. Teraz to my musimy godnie ją reprezentować w przyszłości. Więc pozwólcie... Zmówmy specjalną modlitwę skierowaną dla Olivii White.

Ostatnie zdania ukłuły mnie prosto w serce. Obieg mojej krwi zatrzymał się w miejscu. Brałem szybkie i głębokie wdechy. 

Nie... Nie, nie, nie... Nie! Ona żyła. Jeszcze kilka tygodni temu oboje żyliśmy w szczęściu. Przecież... Ona nie mogła zginąć? To nie mogło dziać się naprawdę... Prawda? 

Z bijącym mocno sercem w klatce piersiowej podniosłem głowę z obawą, co zastanę w obrazie przed sobą. 

Ręce zaczęły mi się trząść, widząc grupkę ludzi zgromadzonych wokół jakiegoś wykopanego grobu. Wszyscy płakali i łkali. Słyszałem to nawet będąc metr od nich. Pokręciłem zrezygnowany głową. 

Wiedziałem dwie rzeczy. Byłem na czyimś pogrzebie, choć moja pamięć nie podpowiadała mi, jak się tu dostałem. Również odgadłem, iż znajduję się na jednym z londyńskich cmentarzy. Rozpoznałem to miejsce po licznych nagrobkach i księdzu, odmawiającym teraz modlitwę. 

Jednak martwiłem się. Panika narastała we mnie z każdą przemijającą minutą.

Jeśli to... Nie. To nie mogła być ona. Miałem ją przed oczami. Jej blond włosy rozwiane po zaróżowionej twarzy... Jej spłynny uśmiech i te soczyste usta... 

W kącie mojego oka pojawiła się migawka łzy. Jest tylko jeden sposób na dowiedzenie się prawdy. Jeden jedyny. Musiałem spróbować. Inaczej nigdy bym sobie tego nie wybaczył. 

Zgodnie z postanowieniem zrobiłem małe kroki w przód, które przybliżały mnie do grupki zebranych osób. Chwiałem się na galaretowatych nogach. Ominąłem zapłakanych bliskich zmarłej osoby i stanąłem przed wykopanym grobem. Odszukałem zręcznie tabliczkę z imieniem i nazwiskiem zmarłego. 

Kiedy odczytałem napis na złotej parceli, zamarłem. Grdyka zaczęła mi się trząść. Pociągnąłem się za włosy i niemal upadłem na wilgotną ziemię. Wyrywałem sobie pojedyncze kosmyki, czując ogromny ból przepełniający moje ciało. Po policzku potoczyły mi się dwie samotne łzy.

Przestałem istnieć. Zostałem oczyszczony z wszelkich uczuć. Pozostała tylko ciężka jak kamień pustka. Ciążyła mi ona na sercu, nie pozwalając mi pobierać potrzebnego do przeżycia tlenu. Dusiłem się. Zacząłem kaszlać nieprzerwanie. Brakowało mi tchu. 

Przestałem cenić swój marny żywot. Przestałem myśleć. Bo w mojej głowie dominował ten jeden widok. 

Widok tej tabliczki z wypisanym imieniem i nazwiskiem Olivii. Mojej Olivii. 

Olivii White. 

***

Raptownie przebudziłem się cały w pocie. Oddychałem w szybkim tempie z nierównymi przerwami. Odgarnąłem mokre włosy z czoła skroplonego od klejącego się potu. Usiadłem na brzegu łóżka i opanowałem oddech.

The Real MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz