Rozdział 25

512 28 12
                                    

Pokochałam Francję na każdy możliwy sposób. Jedzenie, widoki a nawet super osoby, które poznaliśmy. Ciężko jest czasem się dogadać, bo ja nie umiem francuskiego, a oni tak dobrze angielskiego, ale dzięki mojemu chłopakowi jest łatwiej.

Minęło pięć dni od naszej jeden z upojnych nocy gdzie wyznałam, że go kocham. Od tego czasu, wszystko jest inaczej. Nie w złym sensie. Lecz w dobrym. Czuje, że moje zaufanie którym darzyłam Tom'a kilka miesięcy temu znowu wraca. Tym razem z podwojoną siłą. Teraz jest dziesięć razy magiczniej niż było, dodatkowo mamy przed sobą jeszcze ponad tydzień odpoczynku i świetnej zabawy. Dzwoniłam co wieczór do moich przyjaciół opowiadając jak minął mi dzień i jak za nimi tęsknię. U nich wcale nie było nudno. Rose wyjechała wczoraj z Noah nad jezioro, a Mason siedzi u babci. Stwierdził, że potrzebuję wyrwać się z tego miasta i oczyścić swój umysł. 

- Myślisz, że ta starsza pani mnie nie lubi? - zapytałam Tom'a, wychodząc z piekarni. 

- Zamiast powiedzieć jej, że poproszę dwie bagietki, powiedziałaś, że chcesz dwa donuty. Jak je dostałaś poszła mała wymiana słów gdzie babka się wkurzyła, Ale chyba nie - wytłumaczył chłopak. Jęknęłam zdruzgotana i podałam chłopakowi nasze bagietki. 

- Czemu ty nie mogłeś ich kupić? Wiedziałeś, że nie umiem francuskiego! 

- Jak będziesz wysługiwać się tylko mną, nigdy się go nie nauczysz - wzruszył ramionami. - Poza tym było zabawnie. 

- Oh no bardzo, ta starsza pani zezwała mnie od góry do dołu, rzucając jakieś czary. 

Chłopak parsknął, ale nijak tego nie skomentował. Kolejna ważna rzeczy którą musze pamiętać to nie kupowanie niczego w innym kraju. Chyba teraz będę mieć traumę. 

- Jakie mamy plany na dziś? - zapytałam po chwili ciszy. Wracamy do hotelu po małych zakupach, podziwiając otaczające nas piękno. 

- Zwiedziliśmy dwa razy Luwr, Łuk Truimfalny, przez jeden dzień siedzieliśmy w domu bo padało. W kolejnych natomiast nie chciało ci się wychodzić z łóżka, więc dopiero wieczorem wyszliśmy na spacer, więc dzisiaj zwiedzimy Katedrę Notre-Dame - wyjaśnił wchodząc do hotelu. 

Pokiwałam głową na znak, że rozumiem a zaraz później wykrzywiłam usta w grymasie widząc w recepcji blondynkę która śliniła się do mojego faceta. Tom szedł przed siebie ochoczo trzymając za dłoń i nie zwracał uwagi na nic innego, byłam tego przeciwieństwem. Widząc, że wcześniej wymieniona dziewczyna przegryza wargę na widok chłopaka, złość rozeszła się po moim ciele. Byłam blisko żeby nie wyrwać się spod ręki Tom'a i iść ją wyjaśnić, ale nie chciałam robić scen, bo jeszcze mnie hotel nie będzie lubił. 

- Chodź już zazdrośnico - przyciągnął mnie do swojego boku, ręką oplatając moją talię. 

- Skąd wiedziałeś? A po za tym nie jestem zazdrosna - wybroniłam się, chodź po części skłamałam. 

- Bije od ciebie złą energią za każdym razem jak koło niej przechodzimy - parsknął na co zmarszczyłam brwi. Poczułam się jak wiedźma od której bije złą aurą. To chyba znak, że Francja mnie zmienia. 

 Obeszło się bez mojego komentarza, bo pewnie zgubiła bym się w połowie mojej wypowiedzi a chłopak miałby dowód, że jestem zazdrosna. Ale czy to źle? 

***

- A co powiesz na Disneyland? No wiesz zamiast katedry - podrzuciłam pomysł. Było dzisiaj pięknie można powiedzieć, że idealna. Był lekki wiatr przez co nie odczuwało się gorąca. 

- Miałem zaplanowane to na inny dzień - wyjaśnił zapinając ostatni guzik letniej koszuli. Przełknęłam ślinę bo, huh wyglądał gorąco. 

𝐓𝐑𝐔𝐒𝐓 𝐘𝐎𝐔? || 𝐓𝐎𝐌 𝐇𝐎𝐋𝐋𝐀𝐍𝐃 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz