whiskey in a teacup

970 109 30
                                    

- Skąd wiesz, że będzie akurat tutaj? - spytał Karl kiedy wchodzili przez czarne, duże przeszklone w niektórych miejscach drzwi znajdujące się na jednej z bocznych, ciemnych londyńskich uliczek oświetlonych jedynie przez światła wypadające z okien zakrytych żaluzjami.

-Przeczucie - mruknął czarnowłosy, spoglądając niemrawo na swoich znajomych, jednocześnie ściskając czarną kartkę w swoich dłoniach.

- Gówno prawda - odparł Nicholas, spoglądając spod ukosa na niższego od siebie chłopaka - Doskonale wiesz, że tutaj jest.

W odpowiedzi dostał jedynie krzywy uśmiech, a ze strony Karl'a dobiegło go rezygnujące westchnienie. Nicholas przybliżył się nieznacznie do wyższego, który już jakiś czas temu uwolnił swoją poranioną dłoń z uścisku Alex'a. Sapnap wolał mieć szatyna blisko siebie, może nawet zbyt blisko jak na zwyczajną przyjacielską relację jeśli chodzi o przebywanie w takich miejscach. Mówiąc prawdę Nicholas zwyczajnie miał ochotę nieść Karl'a na rękach, gdy przemierzali ciemne korytarze pełne upojonych do granic możliwość ludzi.

Zamiast tego jedynie szedł bardzo blisko niego, tak że mógł poczuć zapach szatyna. Może to było nieco bajkowe i przecukrowane, ale Sapnap miał nieodparte wrażenie, że chłopak pachniał karmelem i mieszanką jakichś kwiatów. Co tak w praktyce miało sens, bo szampon jaki stał na obramowaniu wanny miał właśnie zapach karmelu, a sam Karl uwielbiał pielęgnować nieszczęsne kwiatki. Ciekawe, czy ta sąsiadka je podlewa czy już dawno zwiędły.

- Skąd znasz to miejsce? - zagadnął Nicholas, spoglądając spod ukosa na niższego bruneta.

Quackity cierpiąco westchnął, ale wyciągnął zgniecioną wizytówkę ze swojej kieszeni i podał ją Nicholas'owi, obserwując jak ten marszy brwi próbując odczytać nazwę lokalu do jakiego aktualnie weszli. Alex zdążył już ją rozszyfrować, a przynajmniej sobie dopowiadał, że mieli okazję gościć w "Black Butterfly", którego właścicielem był niejaki Jschlatt, który wcisnął mu wizytówkę do ręki wraz z plikiem banknotów tej nocy w której Alex postanowił zaprzedać duszę upojnym procentom. Westchnął rozdrażniony wiedząc, do czego to doprowadziło.

No bo cóż, możliwość była tylko jedna. Clay cierpiał, więc przyszedł zalać się w trupa i sprawić by jego ciało znalazło się w podobnej kondycji co jego umysł. Gdyby było inaczej, nie wybierałby się na taką zabawę sam.

W końcu doszli do dużej sali oświetlonej czerwonymi, migającymi na fiolet bądź róż światłami. Gdzieniegdzie na podwyższeniach znajdowały się rury, na których wili się różni ludzie, pewnie już nawet niekoniecznie zatrudnieni tancerze. Karl zaczął poruszać się nieswojo w miejscu, przy okazji starając się wypatrzeć znanego mu blondyna. Nie było to jakoś wyzywająco trudne, bo już po chwili ciągnął na ramię Nicholas'a w stronę dużego, oświetlonego jasnym światłem baru, za którym stała długowłosa kobieta z dużymi, dramatycznymi choć niemal perfekcyjnie namalowanymi kreskami na oczach.

Kobieta patrzyła ze zniesmaczeniem na Clay'a, podsuwając pod jego twarz kolejną szklankę w brązowawym płynem ozdobioną plasterkiem pomarańczy. Blondyn siedział na wysokim stołku barowym opierając swoją głowę na strudzonych dłoniach. Jego wzrok był rozproszony, nawet nie wpatrywał się w uwydatniony biust barmanki, zamiast tego jego martwe spojrzenie było utkwione w tabliczkę za nią głosząca, że nieletnim alkoholu nie sprzedają. Jakby to nie było tak, że ów nieletni nie mają nawet wstępu do tego miejsca.

Już po chwili zielonooki został otoczony z każdej strony przez swoich przyjaciół. Nicholas nieporadnie wdrapał się na stołek po jego prawej stronie, niemal od razu chwytając za szklankę i odsuwając ją z zasięgu dłoni Dream'a. Karl natomiast posłał niepokojące spojrzenie mężczyźnie siedzącemu z drugiej strony blondyna sprawiając, że ten niemal od razu się usunął ustępując mu miejsca. Alex stał natomiast nieco z boku, tuż obok Sapnap'a, dzierżąc w dłoni szklankę która przed chwilą została zabrana Clay'owi. Upił łyka, modląc się żeby nie było w tym żadnego cholerstwa, o czym pomyślał gdy usłyszał cichy, irytujący kobiecy śmiech zza baru.

stomatch meet butterflies | KarlnapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz