Clayton leżał na swoim łóżku, starając się jakoś złapać powietrze w swoje zniszczone dymem papierosowym płuca. Na dworze powoli zapadał wieczór, a świerszcze rozpoczynały grać swoje koncerty.
Blondyn wyrzucił peta do popielniczki, nawet nie siląc się by do końca zgasić płomień. Drżącymi dłońmi trzymał mocno telefon, wpatrując się w wyświetlacz na którym widniało imię Brytyjczyka. Tkwili na połączniu głosowym już od dwóch godzin, przez większość czasu jednak milcząc, bądź cicho szlochając w słuchawkę. Na początku rozmawiali normalnie, ale prędzej czy później każda ich rozmowa sam na sam kończyła się w ten sam sposób. Płaczem i tęsknotą.
-Co jeśli nigdy cię nie zapomnę?-zapytał Dream, zresztą nie pierwszy raz, ścierając łzy spływające z jego policzków. Miał cholerną ochotę przetrzeć oczy, ale wiedział, że nie powinien. I tak były już całe zaczerwienione i cholernie go piekły, aż do tego stopnia, że miał wrażenia że nasypał tam sobie pieprzu.
-Co jeśli przez całe moje życie, jeśli kogoś spotkam, nie będę w stanie z nim być, ponieważ nie jest tobą?- kontynuował, może nie do końca będą świadomym, że jego słowa mogą być równie krzywdzące dla George'a, co dla niego samego. O nie był jedynym, który tutaj cierpiał.
Zawsze płakali razem, w tej kwestii nic się nie zmieniło. Nie ważne czy byli razem, czy na innych kontynentach.
-Przepraszam- powiedział George łamiącym się głosem ledwo słyszalnie, krztusząc się swoimi ciepłymi łzami. Prawdopodobnie zakrył sobie swoje usta dłonią, bo blondyn usłyszał charakterystyczny szum -Nie chciałem.
-George, nie - zaczął blondyn, ściskając mocniej swój telefon i dziwiąc się, że ten jeszcze jakoś funkcjonuje. Jego ukochany telefon przeżył już naprawdę dużo i widział setki łez czy słyszał tysiące prywatnych, szczerych rozmów i wyznań -Nie złamałeś mi serca, sam sobie to zrobiłem. To ja przepraszam.
Nie miał zamiaru obwiniać nikogo innego, niż samego siebie. To wina tylko i wyłącznie jego spartaczonego serca. W całej tej historii, to właśnie ono było jego największym wrogiem.
-Nie zrobiłeś niczego złego -szepnął blondyn , ścierając jedną z kolejnych łez ze swojego policzka, nerwowo obrócił swoją głowę w stronę zdjęcia stającego na jego biurku, dokładnie tego samego, które zrobił im Nick na plaży w Brighton.
Tęsknił za George'm, za kolorem jego oczu, za jego głupim śmiechem, za gładką skórą i za zaczerwienionymi, pełnymi ustami. Tęsknił za każdym elementem jego charakteru, za każdym pasemkiem gęstych włosów, za jego dłońmi, obojczykami, biodrami, wrażliwą szyją, słodko zaczerwienionymi uszami, za jego jasnym brzuchem, zgrabnymi nogami, ładnymi pośladkami, jego nagimi plecami i delikatnie odznaczającym się kręgosłupem.
Tęsknił za Brytyjczykiem tak cholernie, że momentami sam się siebie bał. Był uzależniony od George'a bardziej niż od papierosów, bardziej niż od antydepresantów i bardziej niż od telefonu. George był jedynym narkotykiem który sprawiał, że blondyn tracił wszelkie zmysły.
Te wszystkie bezsenne noce, te wszystkie głupie wieczory które poświęcił na rozmyślania nad kolorem tęczówek niższego, te wszystkie słodkie, głupie smsy które mu wysłał i te miliardy bezsensownych zdjęć którymi go męczył, to wszystko ciągle sprawiało, że za żadne skarby nie mógł zapomnieć.
W gruncie rzeczy był pewny, że nawet bez tego nie byłby w stanie wyrzucić ze swojej głowy czekoladowego odcienia tęczówek Brytyjczyka. Tych jego wielkich, wiecznie przymrużonych oczu i długich, gęstych czarnych rzęs które je okalały i cudnie kontrastowały z porcelanową skórą.
CZYTASZ
stomatch meet butterflies | Karlnap
FanfictionFloryda miała to do siebie, że życie na niej było można porównać do toksycznego związku. Wchłonie cię i wypluje kilka razy, powolnie przyzwyczajając cię do tego dennego i uzależniającego uczucia. Jeden z jej mieszkańców, Karl Jacobs dostaje propozy...