Widząc Oko Londynu przed sobą z tak bliskiej odległości, serce Nick'a znacząc przyśpieszyło swój rytm. Od dawna chciał się przejechać na tym ustrojstwie, i właśnie teraz miał ku temu świetną okazję.
Niemniej jednak, sytuacja w jakiej się znaleźli była dla niego tysiąc razy bardziej stresująca niż mogło mu się wydawać to z początku. Dopiero teraz dochodziła do niego presja i świadomość, na co tak właściwie się pisał. Dokładnie za półtorej godziny, całe Millennium Wheel miało być tylko i wyłącznie do jego dyspozycji. Do dyspozycji jego, jego aparatu i jego uczuć.
Aktualnie cała piątka jednak siedziała jeszcze w uroczej, cholernie drogiej restauracji stylizowanej na statek. Tak właściwie, to ona była statkiem przycumowanym do brzegu. Mieli stąd idealny widok na London Eye, co doprowadzało serce Nicholas'a do szaleństwa. Nawet na chwilę nie mógł przestać myśleć o tym co miał zamiar zrobić.
Wtedy w szpitalu, poprosił Clay'a o jedną rzecz. O załatwienie mu zwykłych biletów na London Eye, tak by mógł zabrać na nie Karl'a. Blondyn oczywiście zaraz zaprotestował i stwierdził, że jednym telefonem będzie w stanie zająć cały diabelski młyn tylko i wyłącznie dlatego, że tak jest ponoć bardziej romantycznie.
Przywileje, zachcianki i zasięgi bogatych dzieciaków całkiem przerażały Nick'a, ale nie śmiał się sprzeciwiać podekscytowanemu blondynowi.
Nick powolnie grzebał widelcem w swoim makaronie, zupełnie tracąc ochotę na jego zjedzenie. Miał wrażenie, że jeśli cokolwiek spożyje skończy wymiotując do Tamizy, zamiast na wielkim kole.
Czując jednak dłoń Karl'a, która pod stołem ulokowała się na jego udzie i troskliwy wzrok szatyna, wpakował sobie widelec do ust, powolnie przeżuwając jego zawartość. Najwyżej będzie rzygał, ale przynajmniej dostał w zamian uroczy uśmiech wyższego. Sam Nick po chwili zastanowienia uniósł swój widelec z nową porcją zielonego makaronu do ust Jacobs'a, który tylko z westchnieniem dał się nakarmić. Nicholas uśmiechnął się, widząc, że ten nie protestował. Na talerzu chłopaka znajdowała się tylko sałatka z trzema krewetkami, których ten i tak nie raczył dotknąć.
Clayton jedynie obserwował swoich przyjaciół z delikatnym, naprawdę szczerym uśmiechem na swojej bladej twarzy. Do tej pory nie mógł się nadziwić, jak ta dwójka naprawiała się nawzajem. Leczyli się nawzajem ze swoich słabości w tak naturalny i nieprzymuszony sposób, że nawet lekko im zazdrościł.
Wszyscy zjedli swoje dania w komfortowej ciszy, od czasu do czasu rzucając jednak jakimś suchym żartem. Każdy był zadowolony z przebiegu tego już kończącego się dnia, jednak Dream ciągle spoglądał na zegarek i w momencie kiedy wybiła dwudziesta-pierwsza opuścili lokal, decydując się na krótki spacerek.
Gdy byli w okolicy parkingu na którym zaparkowali, Karl przystanął, obserwując ptaki lądujące na powierzchni wody. Ujęty urokiem pierzastych stworzonek stwierdził, że zrobi sobie tutaj krótką przerwę i zaraz dołączy do reszty, która i tak była już z lekka na przodzie.
-Wiecie co, ja chyba pójdę do auta - ogłosił nagle Quackity, łapiąc się za brzuch, gdy auto znalazło się w zasięgu jego wzroku -Źle się czuję.
George, Clayton i Nicholas przytaknęli niemal jednocześnie, odprowadzając bruneta praktycznie pod sam pojazd. Niemniej jednak już po chwili wpadli w mała panikę, gdy ten ześlizgnął się na kolana na wilgotną trawę, z głową do dołu.
-Cholera - wyrwało się Quackity'emu, który już po chwili wymiotował na trawę przy nieszczęsnym, czarnym wynajmowanym Mercedesie. Chwała Bogu, że nie zdążył wejść do środka.
George przykucnął przy niższym, gładząc go uspokajająco po plecach. Nie był obrzydzony i zaskoczony aktualnym wydarzeniem, gdyż nie była to pierwsza taka sytuacja z ich udziałem. Cóż, to nie była wina Alex'a, że miał delikatny żołądek.
CZYTASZ
stomatch meet butterflies | Karlnap
FanfictionFloryda miała to do siebie, że życie na niej było można porównać do toksycznego związku. Wchłonie cię i wypluje kilka razy, powolnie przyzwyczajając cię do tego dennego i uzależniającego uczucia. Jeden z jej mieszkańców, Karl Jacobs dostaje propozy...