friends to death

889 103 76
                                    

Następnego dnia już wszyscy wparowali do sali Nick'a, który zresztą sam czuł się już o wiele lepiej i poprosił o tą możliwość swojego różowowłosego lekarza, który jedynie spojrzał na niego jak na idiotę i machnął na niego ręką mrucząc coś pod nosem, co Sapnap uznał za zgodę.

Funkcjonował już znacznie lepiej, nie można powiedzieć, że był bardzo wypoczęty, bo wyspanie się na szpitalnym łóżku graniczyło chyba z cudem, chyba że ktoś miał zamiar zasypiać na wieki wieków, a Nick'owi o dziwo teraz nie bardzo spieszyło się do tego stanu rzeczy.

Zdążył już wysłuchać tyle diagnoz, profesjonalnych nazw leków i innych tego typu szpitalnych pierdół, że zwyczajnie chciał porozmawiać z kimś kto rozmawiał w normalnym, nie lekarskim języku.

Przez godzinę zajęło mu zrozumienie, że kwas acetylosalicylowy wcale nie jest czymś wybitnie strasznym i że wcale już nie umiera, a podają mu zwykłą aspirynę. Nitrogliceryna natomiast bardziej kojarzyła mu się z jakimś materiałem wybuchowym niż z lekiem.

Alex położył na małej, białej szafeczce przy jego łóżku reklamówkę w której znajdowały się trzy butelki wody, dwa jabłka, rogalik, pieczywo chrupkie i mały słoiczek z jakimś brzoskwiniowym dżemem. Po chwili na szafce wylądowała jeszcze siata pełna mandarynek, którą do tej pory niósł Karl. Dwie z nich niemal od razu wyjął i włożył do ręki Nick'owi.

Różowowłosy lekarz chcący powiadomić ich żeby dalej obchodzili się uważnie z pacjentem wycofał się z sali zaraz po przekroczeniu jej progu, gdy spostrzegł ilość pomarańczowych owoców mogącą wykarmić cały oddział. Nie miał siły na rozmowy z ludźmi wątpliwego rozumu, a wierzył, że ci nie zrobią krzywdy swojemu przyjacielowi. Przynajmniej nie umyślnie.

Blondyn usiadł na drewnianym taborecie, na którym wczorajszego wieczoru siedział Jacobs, zabierając się za obieranie jednej z mandarynek. George usiadł na parapecie, Alex opierał się o ścianę naprzeciwko łóżka, a Karl wylądował tyłkiem na jasnej pościeli, niemal od razu będąc przyciągniętym do przytulasa przez Nick'a.

-Boże, nie podnoś się tak gwałtownie- westchnął rozbawiony Karl, ale jednocześnie przybierając nieco rozkazujący ton, na co Nick wywrócił oczami.

-Dobrze Ci radzę się posłuchać - powiedział blondyn, również przyklejając się do swojego przyjaciela z dzieciństwa zaraz po tym jak ten skończył obściskiwać się z Jacobs'em -Inaczej osobiście ci wypierdolę.

-Tak, dobij mnie, masz rację - powiedział Nick kładąc sobie teatralnie rękę na czoło, do której Karl wepchnął obraną już mandarynkę, którą wcześniej ukradkiem podał mu Clay.

George, który do tej pory w ciszy obserwował ptaki za oknem, dostał od Dream'a kolejną obraną mandarynką, która odwróciła jego uwagę od krajobrazu za oknem. Spojrzał z wyrzutem na najwyższego z całej gromady, wkładając sobie cząstkę owocu do ust.

-Jak się czujesz? - spytał Karl, przecierając sobie szklące oczy dłonią. Nic nie poradził, że zwyczajnie chciało mu się ryczeć tylko i wyłącznie na myśl o tym, że musi teraz przebywać w tym paskudnym miejscu zamiast siedzieć teraz w ich uroczym, Londyńskim mieszkaniu w objęciach całego i zdrowego Nicholas'a -Coś cię boli? Potrzebujesz żeby coś ci przynieść? Nie jest ci za zimno albo za gorąco? Chcesz żeb-

- Jest dobrze, naprawdę - Sap wciął się mu w salwę niekończących się pytań, posyłając mu ciepły uśmiech. Chwycił wolną ręką w której nie tkwiła mandarynka dłoń Jacobs'a, splatając ich palce razem -Dziękuję.

Karl zadrżał pod wpływem spojrzenia Nick'a. Centralnie czuł, jak się rozpływa, a motylki w jego brzuchu ponawiają swoją standardową rutynę. Wcześniej będąc spustoszone przez strach, na chwilę zamarły pozostawiając po sobie jedynie chęć wymiotów z nerwów.

Gapili się na siebie nawzajem, posyłając sobie maślane spojrzenia, zupełnie ignorując pozostałą trójkę przebywającą z nimi w pomieszczeniu. George przypatrywał się im z delikatnym, szczerym uśmiechem na twarzy, będąc już absolutnie przekonanym, że Karl wypełnia swoją obietnicę w zastraszającym tempie.

Cieszył się jak małe dziecko, kiedy widział w oczach swojego przyjaciela szczęście, które od tak długiego czasu było wiecznie czymś przykrywane. Clay również zauważył znaczącą zmianę w Nick'u. Mógł śmiało stwierdzić, że ta dwójka reperowała siebie nawzajem, mieli na siebie dobry wpływ i pomagali sobie nawzajem zwalczając swoje problemy, nawet jeszcze niekoniecznie będąc tego świadomymi.

Karl i Nick byli zupełnym przeciwieństwem George'a i Clay'a, choć te relacje miały jeden wspólny element. Byli tak samo od siebie uzależnieni i mimo wszystko łaknęli obecności drugiego jak powietrza.

Różnica polegała na tym, że Karl i Nick mieli możliwość przebywania blisko siebie nawet za granicami Anglii, a pozostała dwójka została skazana na kolejną, długą rozłąkę.

Clay na myśl o tym, że już za kilka dni będzie musiał wsiąść w samolot i móc poczuć dotyk i zapach Brytyjczyka po raz ostatni w niedalekiej przyszłości, dostawał depresyjnych myśli.

To nie tak, że on był jedyny, który bał się ich powrotu do domu. George'owi również powoli rosła gula w gardle kiedy spoglądał w kalendarz, nie chcąc tracić fizycznego kontaktu z jedynymi przyjaciółmi. Karl i Nick zwyczajnie bali się swojej przyszłości, mając wrażenie, że to właśnie Londyn jest miejscem w którym nauczyli się żyć i normalnie oddychać.

Alex natomiast, cóż, był Alex'em. Na zewnątrz starał się być twardy, ale w środku rozklejał się jak małe dziecko gdy tylko spoglądał na ich wspólne zdjęcie z plaży które miał ustawione na tapetę w swoim telefonie. Będzie brakowało mu Brytyjczyka, i tego odrobinę strasznego, wiecznie ubranego w garnitur mężczyzny z dziwnym zarostem, który dał mu zarobić na całe swoje studenckie życie w dwie noce.

 I pieniędzy, pieniędzy też będzie mu brakować. I londyńskich klubów. I deszczowej pogody. Miał wrażenie, że będzie mu brakować nawet tego okropnego londyńskiego zapachu unoszącego się w powietrzu, od którego nie raz zbierało mu się na wymioty i tego brzydkiego, starego chodnika po którym tak często się poruszali.

Quackity dalej stał oparty o ścianę, mając głowę skierowaną w dół. Położył swoje drżące dłonie na swojej buzi starając się ukryć słone łzy spływające po jego twarzy. Od czasu do czasu dało się usłyszeć od niego jedyne ciche pociągnięcia nosem i coraz bardziej nierówny oddech.

Jednak już po chwili rozkleił się jak małe dziecko, niemal wbiegając w ramiona Karl'a, który widząc stan bruneta szeroko je rozłożył. Po chwili Nicholas również przyłączył się do przytulasa, a w ślad za nim ruszyli też Clay i George.

-Kurwa, kocham was wszystkich- wyrzucił z siebie Alex, prawdopodobnie pierwszy raz w swoim życiu dając upust swoim emocjom w taki sposób -Nawet ciebie, Snapmap.

-Nie nazywaj mnie tak - westchnął Nick, jednak przy tym delikatnie się śmiejąc i w duchu ciesząc się ze słów bruneta.

Cała piątka niemal praktycznie rozłożyła się swoim przytuleniem na biednym, jednoosobowym, skrzypiącym szpitalnym łóżku, a lekarz stojący za szybą w towarzystwie zdruzgotanych, ale wzruszonych pielęgniarek jedynie zastanawiał się, jak im powiedzieć o dosyć wysokim rachunku za opiekę medyczną.


๑۞๑,¸¸,ø¤º°'°๑

๑۞๑,¸¸,ø¤º°'°๑

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
stomatch meet butterflies | KarlnapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz