my promise

938 110 72
                                    

Karl finalnie zjadł tego nieszczęsnego gofra, całego. Co prawda z małą pomocą Nicholas'a, ale cała zawartość talerza z niego zniknęła.

Po ich odwiedzinach w kawiarni zawitali jeszcze do wspomnianego wcześniej sklepu i zrobili jako takie zakupu, przy okazji kupując jakieś bułki słodkie, które miały posłużyć jako "śniadanie" dla wybudzonego już Alex'a.

Aktualnie trójka znajomych zmierzała w stronę domu Brytyjczyka, a Alex rzeczywiście po drodze spożywał wspominane bułki. W sklepie do Karl'a napisał George, mówiąc żeby ruszyli swoje tyłki i do niego wreszcie zawitali. Rzeczywiście od początku ich przyjazdu tutaj nie byli jeszcze w lokum Brytyjczyka ani razu, ale nie narzekali bo te wynajęte przez Dream'a miało swój niepowtarzalny urok.

- Wyspałeś się, Alex? - spytał Karl, nieco podśmiechując się ze swojego przyjaciela, widząc jego podkrążone oczy i fakt, że czapka która zazwyczaj była nieodłącznym elementem garderoby Quackity'ego leżała teraz gdzieś w jego torbie, a jego dalej odrobinę mokre od prysznica kruczoczarne włosy były roztrzepane we wszystkie strony.

Widok Alexa w tym stanie nie był dla szatyna jakoś wyjątkowo rzadki ze względu na ich bliską przyjaźń, ale jednak takie szczegóły w wyglądzie niższego były ewidentną oznaką dla Jacobs'a, że ciemnooki nie czuł się najlepiej.

-A jak udała wam się randka? - odgryzł się meksykanin, spoglądając na swoich towarzyszy spod przymrużonych powiek i z krzywym, tak dla niego charakterystycznym uśmiechem na twarzy.

- Dobrze- odparł Nick sarkastycznym tonem, również zaczynając dobrze się czuć w przekomarzaniu z niższym - Dzięki za troskę.

Karl zaśmiał się cicho, spoglądając na czubki swoich jasnych butów na słowa młodszego. Już nawet nie chciało mu się zwracać szczególnej uwagi na osobliwe uczucie w brzuchu, więc starał się z całych swoich sił skupić na liczeniu plam jakie widniały na szarym chodniku. Alex nie skomentował jego zachowania głośno, ale Karl doskonale wiedział, że ten w duchu ma z niego niezły ubaw. Quackity jedynie delikatnie go uszczypnął, dając mu o tym do świadomości.

Po chwili weszli do domu Brytyjczyka, musząc wspinać się po całkiem dużej ilości schodków.
Ściągnęli swoje buty, a Nicholas zachwiał się przy tym nieco, jednak po chwili podparł się o stary domofon przymocowany do jasnej ściany.

W powietrzu roznosił się dosyć specyficzny zapach, było odrobinę duszono, jakby ktoś dawno nie wietrzył przestronnych pomieszczeń. Dało się wyczuć delikatny zapach parzonej herbaty, ale Karl mimo tego miał wrażenie jakby w całym domu George'a unosił się charakterystyczny zapach lekarstw. Dom bruneta kojarzył mu się ze szpitalem, mimo teoretycznie przytulnego wnętrza.

George otwierając im drzwi miał na sobie szarą za dużą koszulkę ubraną na lewą stronę, cienie pod szkolącymi się oczami i rozpięty pasek od spodni, zupełnie tak jakby nie potrafił zapiąć go o własnych siłach. Nie wyglądał ani trochę jak normalna wersja siebie, a mimo tego, że starał się to nieporadnie ukryć to i tak biła od niego aura smutku.

Usadził ich na dużej, ciemnoszarej kanapie, kładąc przed nimi zaparzone już herbaty w uroczych, białych filiżankach. Zaraz po tym również usiadł na kanapie, pomiędzy Karl'em i Nicholas'em, spoglądając z obojętnością w stronę tego drugiego, by na chwilę zerknąć z zaciekawieniem w stronę Jacobs'a. Już miał otwierać usta by coś powiedzieć, ale natychmiastowo je zamknął, słysząc hałasy świadczące o zbliżaniu się do pomieszczenia kolejnej osoby.

Clay stanął w progu dużego salonu, spoglądając beznamiętnym spojrzeniem na swoich przyjaciół. Nick skrzywił się na zapach, który przywlókł tutaj jego współlokator. Clayton śmierdział. Śmierdział alkoholem, rzygami, papierosami i łzami. Chociaż Nick nawet nie był pewny, jakim cudem było możliwe to ostatnie.

stomatch meet butterflies | KarlnapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz