Następnego dnia pogoda w Londynie nie poprawiła się jakoś wybitnie, ale padało tylko od czasu do czasu, a nie przez całe długie dnie jak dotychczas. Na niebie czasami nawet było można dostrzec przebłyski słońca.
Poranek rozpoczął się słodko i leniwie. Chłopcy obudzili się w miarę wcześnie jak na ich standardowe pobudki w tym miejscu, gdyż gdzieś po dziesiątej rano. Wiązało się to oczywiście z tym, że cała reszta jeszcze spała, o ile Clay w ogóle tej nocy się położył.
Karl i Nick obudzili się w tej samej pozycji w której zasnęli, przyklejeni do siebie w delikatnym uścisku, leżąc pod miękkimi, ozdobnym dwukolorowymi kocami.
Nick obudził się pierwszy, delikatnie gładząc włosy starszego, który zaczął otwierać swoje zaspane ślepia kilka minut po nim, przy okazji intuicyjnie wtulając się w Nick'a jak w poduszkę, na co ciemnooki jedynie się delikatnie zaśmiał, czym do reszty rozbudził Jacobs'a. Ten orientując się co się działo speszony lekko się odsunął, również zaczynając się lekko podśmiechiwać.
Teraz leżeli obok siebie, obróceni do siebie przodem. Karl wtulał się w kocyk, dalej mając odrobinę przymrużone oczy. Promienie słoneczne wpadające przez uchylone okno oświetlało ich twarze, nadając im brzoskwiniowego kolorytu. Jego jedno udo nie było przykryte przez miękki materiał, a jedna skarpetka z jego stopy się z niej zsunęła w trakcie nocy.
Nie mniej jednak wzrok Nicholas'a zatrzymał się właśnie na udzie starszego. Miło ono na sobie delikatne ryski, prawdopodobnie były do blizny po jakimś bardziej cienkim ostrzu, a na jasnej skórze od czasu do czasu występowały też małe czarne pieprzyki, które nadawały ciału starszego pewnego charakteru.
Nick niewiele myśląc, prawdopodobnie będąc jeszcze cholernie zaspany, położył swoją dłoń na tym nieszczęsnym udzie Karl'a, sunąc opuszkami palców po jasnych bliznach. Serio były strasznie cienkie, zupełnie tak, jakby zrobił je kot. Choć Nick wiedział, że brzmiało to wręcz absurdalnie, gdyby Karl powiedział mu, że tak właśnie było, byłby całkiem skłonny uwierzyć w tą wersję wydarzeń.
Uda starszego zaczęły niespokojnie drżeć pod dotykiem Nick'a. W gruncie rzeczy Karl czuł się jakby miał zaraz zwymiotować, ale w takim dobrym sensie. Po prostu robale w jego brzuchu zaczęły robić konkretne przemeblowanie wraz z każdym kolejnym ruchem ręki Nick'a przesuwając kolejny mebel.
Młodszy powoli zdając sobie sprawę z tego co właściwie robił, cofnął swoją dłoń podnosząc się do siadu i szepcząc ciche przeprosiny, których Jacobs nie miał nawet szansy usłyszeć, gdyż były one tak strasznie ciche.
Oddech Karl'a był spokojny, równomierny, ale nie wskazywał na to, że chłopak spał. Zwyczajnie chłonął spokój i ciepło jakie w tym momencie go otaczało. Nigdy w życiu nie czuł się jeszcze w ten sposób, najzwyczajniej w świecie było mu w tym momencie dobrze, czuł się szczęśliwy i wypoczęty. Subtelny uśmiech uformował się z jego zaczerwienionych, nieco zaschniętych wiśniowych ust, aż dyskretnie wydał z siebie ledwo słyszalny pomruk zadowolenia.
Nicholas jedynie się na niego patrzył, próbując pozostać przy swoich zmysłach. Sztuka była dla niego jak twarde narkotyki, a Karl zdecydowanie nią był.
Był jego heroiną i amfetaminą. Zdążył się już od niego tak uzależnić, że nawet dołek po odstawieniu kokainy nie mógłby równać się z myślą, że niedługo nie będzie mógł budzić się więcej z tym widokiem przed sobą.
Nie sądził, że tak cholernie będzie bał się opuścić to duszne, mokre miasto jakim był Londyn, i nie spodziewał się, że to właściwe w nim się zakocha. Powoli zaczynał ubóstwiać tą deszczową pogodę, a wczorajszy wybryk jedynie przypieczętował jego małą sympatię.
CZYTASZ
stomatch meet butterflies | Karlnap
FanfictionFloryda miała to do siebie, że życie na niej było można porównać do toksycznego związku. Wchłonie cię i wypluje kilka razy, powolnie przyzwyczajając cię do tego dennego i uzależniającego uczucia. Jeden z jej mieszkańców, Karl Jacobs dostaje propozy...