Poranek przywitał ich ciepłymi promieniami słonecznymi wpadającymi przez uchylone okno.
Karl nie był zbytnio zdziwiony, gdy obudził się w objęciach niższego. Szczerze mówiąc, wewnątrz duszy trochę nawet na to liczył. Nie zmieniało to jednak faktu, że skóra w jego wyczulonych miejscach pokrywała się zdradliwą, wiśniową czerwienią.
Nick dalej spał, a Karl nie miał najmniejszego zamiaru go już budzić. Było stosunkowo wcześnie, więc szatyn chciał po napawać się widokiem śpiącego chłopaka najdłużej jak mógł. Chcąc czy nie chcąc, do użytku zostały im jeszcze dwa wspólne poranki w tym osobliwym pokoiku, a jeden z nich właśnie przeżywali. Karl mimowolnie poczuł smutek tlący się w jego głowie gdy pomyślał, że już jutro rano będą musieli opuścić to miejsce. Naprawdę je polubił.
Polubił budzenie się przy kimś co rano, chłonięcie jego ciepła i zanurzanie się w jego zapachu, polubił wiecznie uchylone okno i pochmurne niebo. Spacery w deszczu, tańczenie w klubach, to wszystko wydawało mu się jeszcze prawie dwa tygodnie temu takie głupie i nieodpowiedzialne, bezsensowne i męczące.
A teraz dałby wiele by przeżyć to wszystko jeszcze raz. Może oprócz ostatnich trzech dni w Brighton, choć musiał przyznać, że słuchanie bicia serca Nick'a stało się chyba jego nowym ulubionym zajęciem.
Wpatrywał się w twarz Nick'a, starając się odeprzeć nagłą chęć przejechania opuszkami palców po jego zaroście, czy zahaczeniem kciukiem o jego długie rzęsy. Czerwonawa blizna, najprawdopodobniej od trądziku pod jego okiem robiła się coraz mniej widoczna i w sumie Karl nie wiedział czy był z tego faktu zadowolony.
Uważał, że nadawała ona Nick'owi pewnego charakteru i w gruncie rzeczy wyglądała całkiem uroczo. Przydługawe kosmyki młodszego lekko zawijały się na końcach, nadając mu bajkowego wyglądu. Kiedy Sap spał, wyglądał naprawdę spokojnie i łagodnie, co zabawnie kontrastowało z jego charakterem.
Nick mimo wszystko był skomplikowanym człowiekiem, dużym dzieckiem z miłością do aparatu i problemami z agresją, autoagresją. Karl dalej widział zadrapanie na jego ręce, to które zrobił na początku ich pobytu w Londynie. Miał problemy z jedzeniem, z samym sobą, może momentami był odrobinę za troskliwy, czasami za ironiczny i lekkomyślny.
Ale Karl to lubił, lubił jego wszystkie wady i zalety, chociaż z niektórymi z nich będzie musiał się trochę pomęczyć.
W końcu nie wytrzymał i położył swoją dłoń na policzku młodszego, sunąc po szorstkich włoskach na bokach jego twarzy. Karl nie miał bladego pojęcia czemu, ale teraz nawet zarost Nick'a wydawał się niesamowicie magnetyzujący i pociągający na swój dziwny, pokręcony sposób. Karl przysunął się nico bardziej do Nicholas'a, kładąc głowę bardzo blisko jego twarzy. Niemal czuł jak jego umiarkowany oddech owiewa delikatnie jego skórę.
Spędził dobrą godzinę na obserwowaniu Nick'a i wsłuchiwaniu się w bicie jego serca. Karl napawał się każdym pojedynczym uderzeniem, czując te swoje głupie jeżdżenie po brzuchu za każdym razem gdy Nick delikatnie się poruszał starając zmienić lekko pozycję podczas snu. Dopiero gdy ptaki za oknem zaczęły cicho ćwierkać, a zaraz potem dołączył do tego dźwięku skrzek czarnych wron, Nicholas uchylił swoje oczy.
-Dzień dobry - przywitał się pierwszy Nick, swoim zachrypniętym, porannym głosem.
Przez ciało Karl'a przeszedł dreszcz, słysząc te słowa wypowiedziane w taki spokojny i delikatny sposób. Zwykle to on sam witał się pierwszy, ale ten dzień rozpoczął się trochę inaczej niż wszystkie. To zwykle Nick przypatrywał mu się gdy spał, więc dzisiaj trochę zamienili się swoimi rolami.
-To jakie są plany na dzisiaj?- Zapytał Jacobs przeciągając się w pozycji leżącej. Odsunął się trochę od Nicholas'a, chcąc dać młodszemu dostęp do większej ilości świeżego powietrza wpadającego przez okno.
CZYTASZ
stomatch meet butterflies | Karlnap
FanfictionFloryda miała to do siebie, że życie na niej było można porównać do toksycznego związku. Wchłonie cię i wypluje kilka razy, powolnie przyzwyczajając cię do tego dennego i uzależniającego uczucia. Jeden z jej mieszkańców, Karl Jacobs dostaje propozy...