bloody hands

1K 110 65
                                    

Niektórzy ludzie urodzili się z przepowiednią tragedii w swoich żyłach, a kolor krwi Karl'a zawsze wydawał się zbyt ciemny jak na jej standardową barwę.

Szatyn wpatrywał się z pustką w oczach w kropelki krwi, które powoli skrapywały z jego dłoni na zabrudzony chodnik, a odłamek szkła niedbale wystający z kosza na śmieci na którego właśnie popchnął go pędzący nie wiadomo dokąd chłopak z pokrowcem na gitarę na plecach niedbale odbijał od siebie sztuczne światła nocnego Londynu.

Gdzie ci spokojni i bezkonfliktowi Brytyjczycy o których wspominali mu rodzice? Jak na razie wszyscy z którymi miał jakikolwiek kontakt wydawali się być wilkami w owczych skórach. Uwzględniając w tym George'a, brunet nigdy nie lubił być wyjątkiem od grupy. Co prawda brązowowłosy chłopak z okularami na nosie niemal od razu rzucił w jego kierunku szybkie, wydawałoby się że szczere przeprosiny, ale co mu po takowych skoro właśnie mógł dostać HIV albo innego cholerstwa?

Nicholas z żywą paniką wręcz tlącą się w jego rozpalonych oczach trzymał jego drżącą zranioną rękę, nie mając bladego pojęcia co powinien tak właściwie zrobić. Mamrotał coś do siebie pod nosem, ale Jacobs ledwo mógł rozpoznać co poniektóre słowa typu "szpital" więc wiedział, że na trzeźwość umysłu Nicholas'a nie miał już co liczyć. W końcu to drobne skaleczenie, a jego dłoń dalej była na swoim miejscu.

- Po prostu wróćmy do domu i to zdezynfekujmy- stwierdził Karl i pociągnął nieco rozemocjowanego chłopaka za sobą, chwytając jego dłoń tą zdrową, co żeby uczynić musiał przejść mężczyznę naokoło.

Nicholas wpatrywał się z praktycznie ogniem w oczach w jego buzię, już mając otwierać usta, ale Karl jedyne co zrobił to dmuchnął mu w twarz powietrzem ze swoich ust chcąc go uciszyć. Co poskutkowało bo niższy jedynie speszony odwrócił wzrok. Nicholas wiedział, że nie powinien panikować ale myśl, że ktoś skrzywdził Jacobs'a doprowadzała jego organizm do białej gorączki, a Karl wydawał się zdawać sobie z tego sprawę.

Po tych kilku nocach i dniach, które spędzili w swoim towarzystwie dostrzegł już pewne aspekty charakteru Nicholas'a, mógł dostrzec jak chłopak reagował gdy ktoś ranił jego bliskich. W tym przypadku akurat Clay'a zlewanego przez miłość swojego życia. Historia niby prosta i teoretycznie ciągnąca się od zawsze, ale jednocześnie dalej przysparzała wszystkim dziwnego poczucia na dnie serca gdy obserwowali poczynania tej dwójki, a Nick był oddanym przyjacielem z dobrym sercem, który za żadne skarby świata nie chciałby żeby jego przyjaciel przeżywał coś takiego.

Karl widział jak ten za każdym razem gdy George odgryzie się w nieco za chamski sposób na podrywy blondyna zaciska nerwowo zęby i spogląda z niechęcią w stronę Brytyjczyka, czy ze współczuciem ale i złością w stronę Clayton'a.

W gruncie rzeczy, Karl nawet nie bardzo dziwił się niższemu, że ten reagował w ten sposób.
Złość była lepsza niż łzy, smutek czy żal. Choć jak wszystko to cholernie wyniszczała, ale pozwalała poczuć się bardziej żywym.

Gładził kciukiem dłoń swojego towarzysza, dodając mu tym samym otuchy, przybliżył się również nieco bliżej niego, sam już nie wiedział czy po to żeby go uspokoić czy z uczucia chłodu. Miał na sobie tylko cienką fioletowawą bluzę, a jego kompan nie był ubrany wiele lepiej. Nicholas wyszedł z domu w nieco grubszej, ale dalej nie w jakiejś wybitnie ciepłej szarej bluzie. Szli równym tempem, Karl tępo spoglądając przed siebie próbując rozpoznać drogę do ich tymczasowego domu, a Nicholas co chwila na niego zerkał, mimo wszystko nie chcąc pokazać, że w rzeczywistości wykręcało go od środka z nerwów.

Dopiero charakterystyczne, dobrze znane im krzyki wyrwały ich z letargu.

- Amigos! Karlos my beloved! - Alex zmierzający w ich kierunku z drugiej strony ulicy nawet się nie zachwiał, gdy zakłócił swoją osobą ruch na teraz nieco mniej oblężonej drodze, prawie wpadając pod koła, na jego szczęście dalej wolno jadącego samochodu.

stomatch meet butterflies | KarlnapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz