27. Tak się martwiłem.

166 15 5
                                    

Pov. Jungkook

Nim tamci zdążyli podnieść ogień, zastrzeliłem ich. Klasyczna taktyka Nama. Odwrócić uwagę wroga, żeby potem druga osoba mogła wkroczyć do akcji.

Wszedliśmy do budynku, było cicho, teren był czysty. Wiedziałem, że to nie ja powinienem podejść do Jimina, tylko Namjoon. Ja w tym samym momencie powinienem zająć się główną gwiazdą wieczoru.

Szedliśmy powoli, niepostrzeżenie, robiąc ciche kroki. Zobaczyłem znowu dwóch strażników przed nami w korytarzu. Pokazałem Namowi, że to jego działka. Ten jednym ruchem ręki zastrzelił obydwóch, bez mrugnięcia okiem.

Nagle, gdy rozbrzmiały strzały, następna chmara przybiegła. Nam zastrzelił większość, lecz amunicja mu się skończyła. Przeciwnikom chyba też, skoro wyrzucili broń.

Było ich trzech, a naprzeciwko tylko Namjoon. On musi odwrócić ich uwagę, żebym ja mógł dostać się do ich szefa, łatwizna.

Nie wspominałem o tym, iż Namjoon ma ciężką ręke i wypracowane ruchy? Nikt nie ma z nim szans, nawet gdyby była ich dziesiątka.

Nam zawsze był twardy, wytrzymywał każdy ból, nigdy się nie poddał, nawet gdy był na przegranej pozycji.

Wszyscy się go bali, dali mu przezwisko Monster. Wiele razy wślizgiwał się gdzieś i zabijał niepostrzeżenie, nie miał sobie równych.

Pokazał mi palcem, że zaraz ja wchodzę, dlatego gdy oni rzucili się na Nama, ja skradłem się za ich plecami. Nawet nie zwrócili na mnie uwagi. 

Pobiegłem korytarzem, mijając zakrwawione truchła oponentów. Dobiegłem do metalowych drzwi. Tam napewno jest Jimin. Wziąłem broń w dłoń i delikatnie uchyliłem wrota.

Było tak samo jak w moim śnie. Z daleka widziałem Jimina, lecz nie mogłem do niego podbiec, choć bardzo chciałem.

Po lewo były schody na platformę, z której oprawca Jimina, w moim śnie, strzelał. Udałem się tam bezszelestnie, przeskakując każdy stopień.

- Szefie są problemy. Musimy uciekać. - usłyszałem nieznany mi głos.

- Nie! - krzyknął ten skurwiel.

Zaobserwowałem, że oprócz nich dwóch nie ma tam nikogo. Zestrzeliłem towarzysza naszej gwiazdy, na co ten tylko krzyknął: co do kurwy?

Wyszedłem z ukrycia, patrząc wprost w oczy menadżera Chan Don Gon.

- Znowu się spotykamy Jungkooku. - zaśmiał się, a ja wycelowałem w niego bronią.

- Jakieś ostatnie życzenie chuju? - rzuciłem ze złością.

- Jeżeli mnie teraz zabijesz, to Jimin automatycznie zginie. - uśmiechnął się.

- Kłamiesz.

- Popatrz, tutaj jest żyłka. Gdy ja stracę puls, to automatycznie go porazi prąd, który go dobije. A po naszej drugiej stronie siedzą strażnicy. Jeden właśnie celuje w Ciebie, a drugi w Jimina, gdyby jednak coś poszło nie tak.

- Ty sobie to wszystko zaplanowałeś co? - zakpiłem.

- Żebyś kurwa wiedział. Przez was wyrzucili mnie z wytwórni, nigdzie mnie już nie przyjmą! - powiedział przez zaciśnięte zęby. - Zniszczyłeś moje życie, teraz ja zniszczę Twoje!

- Trzeba było być takim skurwysynem dla swoich podopiecznych?! - wykrzyczałem. - Sam sobie jesteś winien.

- To już i tak nie ma znaczenia. Teraz już nic, ani nikt was nie uratuje. - zaśmiał się szyderczo.

You are me, I am youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz