4. Mam kilka warunków.

255 19 4
                                    

Pov. Jungkook

- Przepraszam, teraz będziesz miał przezemnie kłopoty. - powiedział Jimin, pijąc gorącą czekoladę.

- Aktualnie to Ty masz je przezemnie. - spojrzałem na niego, przerywając robienie makaronu z sosem.

- Powinienem zrobić to durne zadanie. - spuścił głowę.

- Skąd mogłeś wiedzieć, że chodzi o bieganie po schodach. Nie myśl już tyle, zaraz zjemy i wybierzemy się do tego magazynu jeszcze raz ok? Potem nasze życia wrócą na swój tor. - uśmiechnąłem się w nadziei, że będzie mu lepiej.

Chociaż tak naprawdę nie byłem pewny, czy dotknięcie tego pieprzonego znaku coś zmieni. Widziałem jego minę, nie do końca odnajdywał się w zaistniałej sytuacji, zresztą ja też.

Położyłem dwie miski na blacie kuchennej wyspy i zaczęliśmy jeść.

- Świetnie gotujesz. - powiedział z pełną buzią.

- Dzięki, ale powinieneś pochwalić producenta. Z paczki to każdy potrafi wyczarować cudo. - zaczęliśmy się śmiać.

- Dziękuję. - podał mi już pusty talerz.

- Nie dziękuj.

W sumie to była przyjemność zjeść z kimś posiłek. Już dawno nie miałem towarzysza do jedzenia. Zazwyczaj sam uchylałem się od propozycji wspólnych wypadów z innymi. Jedyną osobą, z którą się spotykałem po codziennych zajęciach, był Namjoon.

Jimin z jednej strony znalazł się tu nieświadomie. Mam nadzieję, że po ponownej zamianie ciał, odezwie się co jakiś czas. Nikt nigdy nie był dla mnie taki miły. Nawet pomimo sytuacji, on jest spokojny i rozmawia ze mną normalnie. Takich ludzi już mało na tym świecie.

- Zbieramy się. - rzuciłem.

Ubraliśmy buty i ruszyliśmy schodami, w stronę auta.

- Jungkook. - powiedział, siedząc już na miejscu pasażera.

- Tak?

- Ja chciałem Ci podziękować, nie tylko za jedzenie, ale też za uratowanie tyłka wtedy. Zachowałem się jak dzieciak, zamiast się obronić, - spuścił głowę i zaczął bawić się palcami. - stchórzyłem. Nie wiedziałem do czego on jest zdolny. Nigdy nie przyszło mi znaleźć się w takiej sytuacji.

- Powiedziałem już, nie dziękuj. Taka prawda, że już nieraz należało się temu zjebowi. Gnębił nie tylko mnie, ale też innych. Nikt się nie odzywał, ponieważ każdy bał się wylecieć z wytwórni. W takim razie mnie też możesz nazywać pieprzonym gówniakiem, który nie potrafił wcześniej zareagować. - zaśmiałem się.

- Nigdy bym Cię tak nie nazwał, nawet jesteś spoko. - uśmiechnął się.

Szczerze mówiąc nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. Dla wszystkich, zawsze byłem tym najgorszym. Może faktycznie skumplujemy się i będziemy spotykać się po zajęciach mimo wszystko.

- Już jesteśmy.

Wysiedliśmy z auta, idąc w stronę tego samego magazynu, w którym byliśmy noc wcześniej. Wszedliśmy do środka, idąc w kierunku ściany.

- Kurwa, gdzie on jest?! - krzyknąłem zdenerwowany.

- Spokojnie, może to nie ta ściana.

- Jak to nie, pamiętam dokładnie. To na sto procent było tu. - złapałem się za głowę. - Co my teraz zrobimy?

- Hej. - złapał mnie za bark, ale go odepchnąłem.

- Jak ty możesz być taki spokojny?! Znaku nie ma, to jakiś absurd! - wyszedłem z magazynu, zostawiając w nim chłopaka samego.

You are me, I am youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz