Rozdział 13

21 2 0
                                    

Jungi zastanowił się nad tym co się stało. Siedział u siebie w domu, kiedy nie znani mu ludzie, nie wiedział dlaczego, zabrali jego mamę, do nie-wie-gdzie. Potem pojechał do sierocińca, do którego nie chcieli go przyjąć, ale nie wie dlaczego, ostatecznie przyjęli. Teraz idzie za jakimś chłopakiem, żeby poznać swój nowy dom na nie wie jak długi czas. Zbyt dużo nie wie.
- Zatrzymajmy się.
Przystanęli na zewnątrz, obok drzwi wejściowych. Na niebie za bramą właśnie pojawiła się bladoróżowa łuna. Nakama zapatrzył się na wschód słońca. Jungi zastanowił się, o co najpierw zapytać. Niech będzie od początku.
- Co to za miejsce?
- Sierociniec - odpowiedział nie odwracając wzroku. - Miejsce dla takich, którzy stracili rodziców. Zanim coś powiesz, nie jest to zwykły dom dziecka. Większość z nas straciła rodziców w niezwykłych okolicznościach. A ty?
Powiedzieć mu, czy nie? Jeśli powiem, może dowiem się więcej...
- Porwali ją. Na moich oczach zabrali ją do samochodu. Mnie też chcieli zabrać.
Białowłosy spojrzał na niego.
- Co się stało, że tutaj jesteś?
- Czapka.
Widząc zmarszczki na czole swojego przewodnika, dodał:
- Czapka wpadł do mieszkania i ich zabił. Mamę jednak zdążyli zabrać. Powiedział, że będzie jej szukał. Obiecał mi to.
- Obiecał? Nie. Nie musisz odpowiadać. Wierzę. A co z tatą?

Jungi wzruszył ramionami.
- Nigdy nie miałem taty.
- Zostawił was przed porodem?
- Nie. Nigdy nie miałem taty. Mama nigdy, z nikim, nie była - nagle zorientował się, że patrzy w ziemię. Podniósł wzrok. Nakama cofnął się o parę kroków. Widać było, że się boi.
- Co się stało?
Chłopak szybko się opanował.
- Nic takiego. Czasami mam takie napady. Coś jeszcze chcesz wiedzieć, o tym miejscu?
- Ile jest tu osób?
- Nie wiem. Sporo. Całkiem dużo dorosłych i jeszcze więcej dzieciaków. Ten Czapka jest opiekunem naszej grupy.
Jungi zmarszczył brwi.
- Grupy?
- Chodź za mną.
Weszli do środka. Poprowadził go korytarzem w lewo, do krętych schodów. Układały się w sprężynę i zdawały się nie mieć końca. O dziwo, wyrastały ze ścian wokół. Na środku była dziura mająca może trzy metry w szerokości. Zaczęli się wspinać.
- Nikt tam nie spadnie?
- Dobrze, że trafiłeś na mnie. Inni nie szczędziliby ci opisów, jak ktoś wygląda, kiedy już doleci na dół. Nie martw się. Po prostu chcieliby cię przestraszyć. Na dole jest specjalny mechanizm.
Zaskoczony spojrzał w dół. Schody ciągnęły się w dół równie daleko, co w górę.

Pięć minut później zatrzymali się. Nakama oparł się o ścianę, jednak on musiał usiąść. Ciężko dyszał.
- Nie śpiesz się. Po jakimś czasie się przyzwyczaisz. To już była połowa.
- Jak, eh, to jest, eh, wosoko
- Wcale nie tak wysoko jak się wydaje. To jest jakiś ukryty mechanizm. Czasami wejście na górę zajmuje dwie minuty, a czasami po dwunastu jesteś dopiero w połowie. To miejsce jest szalone.

Ruszyli dalej. Po zaledwie chwili byli już na górze. Weszli do korytarza, który doprowadził ich do okrągłej sali. Po drodze mijali różne drzwi.
- To drzwi do pokojów. A to główna sala naszej grupy. Okrągłe pomieszczenie miało podwyższenie na środku, mające trzy metry średnicy. Wokół było wolne miejsce. Pod ścianami stały stoliki, krzesła i szafki.
- Tutaj spędzamy czas wolny, kiedy na zewnątrz nie jest przyjaź-niemnie. Przyjemnie.

Zawrócili. Podeszli do drugich drzwi od schodów po lewej stronie. Były zimnobiałe, poprzetykane jasnoniebieskimi bliznami.
- To jest mój pokój. Każdy ma takie drzwi, jakie chce. Bigaku ciągle nie może się zdecydować. Ciągle je zmienia - wskazał drzwi trochę dalej. Były pomalowane na zielono-żółto. Przypominały łąkę, w słoneczny dzień. - A ten jest twój.

Wskazał pokój naprzeciwko swojego. Jego drzwi były drewniane, niepomalowane. Domyślił się, że to oznacza, że dany pokój jest wolny.
- W środku masz wszystko co potrzebne. Chcesz zajrzeć? - Jungi wyciągnął rękę do klamki i... Zatrzymał się.
- Moglibyśmy najpierw zobaczyć resztę?
- Jasne - zaśmiał się. - Każdy najpierw ma lekkie obawy co do swojego pokoju. Chodźmy.

Kiedy schodzili po schodach, wyjaśnił mu, że na każdym piętrze są trzy grupy. Pięter dla dzieci jest siedem. Cztery na powierzchni i trzy pod ziemią. W każdej grupie jest miejsce dla pięćdziesięciu osób plus opiekuna.
- Zaraz. Ile to jest razem miejsc?
- Około tysiąc pięćdziesięciu...?

Kiedy zeszli na pierwsze piętro, powiedział:
- To jest piętro dorosłych. Tutaj mają swoje pokoje i gabinety inni. Na przykład dyrektor, sekretarka, sprzątaczki...

Natomiast na pierwszym pod ziemią:
- Tutaj, za tymi dużymi drzwiami - rzeczywiście były duże. Pięciu mężczyzn mogło przejść przez nie obok siebie. - jest jadalnia. W razie potrzeby zabiera się stoły i mamy główną salę. Tam się odbywają uroczystości, ogłoszenia, imprezy...

Weszli do środka przez uchylone prawe skrzydło. Jungiemu zaparło dech w piersi. Prostopadle do wejścia stało siedem długich stołów. Po tej stronie, z brzegu stały metalowe krzesła. Pewnie dla opiekunów. Dalej, za stołami, było podwyższenie. Duże. Rozmiarów sceny w teatrze. Naprawdę wielkim teatrze. Z przodu, na środku stała mównica. Z tyłu pod ścianą długi stół.
- To dla starszych. Chodźmy dalej zanim zacznie się się śniadanie.

Na minus drugim piętrze, był, a cóżby innego, korytarz. Ruszyli.
- To są drzwi do sal. Tam odbywają się różne zajęcia - kiedy dotarli na koniec, powiedział. - A tu jest sala gimnastyczna. Otwarta cały czas - weszli. - Duża prawda?

Duża? Ogromna! Wielkości boiska do nogi. Z boku były wejścia do dwóch szatni. Wyszli z tamtąd. Na schodach ruszyli w górę.
- A co jest tam? - wskazał klapę na środku. Była zamknięta, więc nie dało się zejść niżej.
- Nie wiem. I chyba to dobrze.

Po chwili byli na zewnątrz. Zobaczyli alejki spacerowe. Na wschodzie słońce już prawie wzeszło.
- Wokół całego obszaru ciągnie się mur. To żebyśmy byli bezpieczni.
- A co wam grozi?
- Nam. Ty też już jesteś jednym z nas. Nie wiem. Nigdy nic się nie wydarzyło.

Nagle usłyszeli gong.
- Śniadanie! Nareszcie! - ruszyli biegiem do środka. W środku wszyscy tłoczyli się na schodach po obu stronach korytarza. Co za tłok! Kiedy już weszli do środka prawie wszystkie miejsca były już zajęte. Usiedli na początku stołu najbardziej po lewej. Koło miejsca opiekuna.
- To oni wybrali nam to miejsce. Nie wiem dlaczego - Nakama usiadł plecami do sali. Kiedy i Jungi zajął swoje miejsce, westchnął. - Dlaczego my nie możemy decydować gdzie siedzieć?
- Bo my mamy swoje powody, których jeszcze nie zrozumiecie Nakamo.

Za jego plecami stał Czapka. Usiadł na swoim miejscu.
- Ale dobrze cię rozumiem. Nie ja wybierałem sobie, na jakim krześle będę siedział.

Zaczął się pierwszy dzień Jungiego w Sierocińcu...

Prawdy - to co musicie wiedzieć. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz