Rozdział 48

17 1 4
                                    

Jungi siedział u siebie w pokoju, ale nie myślał o tym. Jego myśli wirowały wokół zdolności. Ogień, woda, powietrze, ziemia, teleportacja, superwytrwałość... Tyle umiejętności. A on? Nie ma żadnej. Co? Ukryta? Że się dopiero ukaże? Nie. Rzucił butem w kąt pokoju. Nie mam żadnej. Jestem do niczego. Co ja będę robił na tych zawodach! Znowu będzie trzeba mnie ratować. Gdyby nie ona... Już bym... Nie wiem, co bym zrobił. Chciałbym podczas zawodów coś zrobić. Wykazać się. Pomóc im... Eh. Nie potrafię. Upadł na łóżko i wbił twarz w poduszkę. Nikt nie potrafi mi pomóc. Oni mieli znaleźć mamę, może ona potrafi... W końcu jest jedną z nich... Podobno. Ale nic nie mają. Gdyby mieli, to by powiedzieli... Chyba. Nagle podniósł głowę. Zaraz. Jest ktoś kto może mi pomóc. Trzymają ją pod ziemią. Cały czas ją słyszę... Ona mi pomoże. Chociaż... zmarkotniał Nie. Dlaczego miałaby mi pomóc. Przecież ją ignoruję. Zamknęli ją tam. Wstał i rzucił poduszką o ścianę.
- Ja pier...! - przerwało mu pukanie do drzwi. Podszedł poddenerwowany i otworzył je. Za nimi stała Bigaku. Podrapała się na karku.
- Co się stało?

- Nie mogłam spać i wiem, że może już śpisz, ale... - zauważyła jego minę i bałagan w pokoju. - Czy wszystko w porządku? - zmartwiła się. Nie może spać. Sama ma problemy ze snem, a mimo to pyta się mnie, czy wszystko w porządku. Uśmiechnął się.
- Teraz już tak - i rzeczywiście. Jej widok przegnał wszystkie złe myśli. Uśmiechnęła się.

- Czy możesz ze mną posiedzieć?

- Jasne - poszedł za nią. Tym razem na drzwiach namalowana była ta sama łąka, ale w nocy. Księżyc spokojnie oświetlał trawę, a nocna rosa połyskiwała w jego świetle. Niebo upstrzone było gwiazdami. Rozpoznał Wielki Wóz, a w oddali jaśniała zorza polarna.
- Wchodzisz? - dziewczyna stała w środku, podczas gdy on zatrzymał się w drzwiach.

- Tak. Po prostu to...

- Wiem. Nie wyszło tak, jak bym chciała. Zawsze, kiedy się staram, to nie wychodzi - upadła na łóżko i zakryła twarz dłońmi. - Nawet malować nie umiem, tak do końca.

- Ale Bigaku... - zaśmiał się i wskazał na drzwi. - To jest... Wspaniałe. Piękne. Takie rzeczywiste... Uwielbiam to!

- Tak uważasz? - odkryła twarz, ale nie patrzyła na niego. Uśmiechnął się i zamkną za sobą drzwi.

- Tak. Tak uważam. Za dużo od siebie wymagasz. Chociaż... Może dlatego tak dobrze wychodzi. Od środka też tak pomalowałaś, ale tutaj zorza jest bliżej. Prawie mam wrażenie, jakbym naprawdę tam był... - westchnął.

- To miłe... Ale nawet jeśli, to co? Namaluję na zawodach linię mety i się teleportuję? Z innych drużyn już zdążą dobiec. W walce nie mam szans. Nie jestem supersilna, superwytrwała, nie strzelam ognistymi kulami z rąk - zaśmiała się smutno. - Nawet nie uchylam się odruchowo przed uderzeniem! - zaczęła płakać. - Jestem do niczego. Dzisiaj, podczas spotkania, powiedziałeś, że Czapka może na nas liczyć. Jednak prawda jest inna. Nie może. Wszyscy to wiemy. Dlatego zawsze odpowiadamy mu, że nie wygramy. Ludzie byli tak podekscytowani przed tymi zawodami, bo do nas dołączyłeś. Dałeś nam nadzieję, że staniemy się silniejsi. Że z twoją mocą, mamy jakieś szanse. A teraz widzę, że to były tylko marzenia. Jestem za słaba. Visia... Ona nie jest stworzona do zawodów. Co najwyżej przewidzi swoją porażkę. Nakama... Po prostu pozostali zwycięscy będą mieli chłodne rozdanie nagród. Bigako... Będą nim pomiatać po ringu, ile będą chcieli. On się nie zmęczy, ale może przegrać. Ja... Co zrobię? Skoczę parę razy i opadnę z sił. Będę podnóżkiem dla zwycięzców - westchnęła. - Co najwyżej ty będziesz wyzwaniem. Uchylisz się przed kulami ognia, dasz radę w sprincie i na długim dystansie... Jesteś niezwykły Jungi. A ja...? - wbiła twarz w poduszkę. Chłopak podszedł do niej i położył się obok. Objął ją.
- Zanim przyszłaś, wcale nie było w porządku. Myślałem tak samo. Zauważ, że gdyby nie ty, kto wie, co by ze mną było. Czapka mną rzucił o ścianę, a ty mnie ocaliłaś. Uratowałaś mnie. Jednym skokiem pokonujesz dwadzieścia metrów! A wystarczy, że ktoś będzie szybszy ode mnie, a przegram. Myślałem, że wszyscy jesteście ode mnie lepsi. Że jestem do niczego i w żaden sposób wam nie pomogę. Myślałem, że jestem bezsilny. Że oni nie odnajdą mamy w ogóle. Że nie mogę nikomu tego wszystkiego powiedzieć i nikt mi nie pomoże. Byłem wściekły, że nie mam zdolności. Że... Nie jestem taki, jak Nakama, Bigako. Nawet jak Visia... Albo chociaż w połowie tak super, jak ty. Ale... Ale kiedy przyszłaś - Bigaku odwróciła się do niego przodem tak, że prawie stykali się nosami. - Poczułem, że jest nadzieja. Że jest szansa, jeśli będę dawał z siebie wszystko. Nawet jeśli nie dla siebie. Jeśli nie dla mamy. Jeśli nie dla Czapki i całej reszty... To będę dalej walczył. Dla ciebie. Żeby ci dorównać. Żeby... Móc ci się odwdzięczyć. Chcę ci się odwdzięczyć. Za wszystko. Z mocą, czy bez. Nawet, jeśli nie wygram, to dam z siebie wszystko. Żebyś była ze mnie dumna, trenerko - uśmiechnął się. Ona odwzajemniła uśmiech.

- Nie jestem twoją trenerką. Tylko partnerką do treningów, a mimo to... Czy możesz mówić do mnie "partnerko"? - zaczerwieniła się.

- Oczywiście, partnerko - uśmiechnęli się. Po chwili Bigaku zerknęła na drzwi.

- Naprawdę, podoba ci się?

- Tak. Jest wspaniały.

Dziewczyna wstała i wyciągnęła z szafy dwie, brązowe, długie bluzy z kapturem. Jedną rzuciła chłopakowi.

- Zakładaj - zaśmiała się. - Teoretycznie nie można opuszczać terenu sierocińca, ale... Dzisiaj po prostu muszę to zrobić. - Kiedy był już gotowy, złapała go za rękę i stanęli przed drzwiami. Zamknęła oczy.

- Ty też zamknij swoje - bez zastanowienia zamknął oczy. Nagle usłyszał cykanie, zrobiło się trochę chłodniej, w powietrzu czuć było wilgoć, a w oddali zahuczała sowa. - Możesz otworzyć - otworzył...

Stali naprzeciw siebie na łące w nocy. Wokół fruwały świetliki, mnóstwo, a za głową Bigaku, na niebie błyszczała fioletowo-zielona zorza. Delikatny wiatr zwiewał jej długie włosy na prawo. Uśmiechała się. On też się uśmiechnał. Powoli ją przytulił. Objęła go.

Może było chłodno.
Może było wilgotno.
Może była noc.
Może byli słabi.
Może nie mają szans.

Może są samotni...

Ale im było ciepło.
Ale nie czuli wilgoci.
Ale oświetlały ich świetliki i zorza.
Ale dadzą z siebie wszystko.
Ale mają dla kogo się starać.

Bo mają siebie...

Prawdy - to co musicie wiedzieć. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz