Rozdział 60

6 0 1
                                    

Odsunąłem się. To nie miało tak być. Co on odwala? Patrzyłem, jak leży na podłodze i płacze. Byłem wściekły, jednak mój gniew nieco zelżał. Przekrzywiłem głowę.

- Dlaczego ją zabiłeś?

Spojrzał na mnie. W jego oczach przez moment widziałem strach, rozpacz i współczucie. Następnie znów powróciły te same martwe oczy.

- Nie zabiłem jej. On to zrobił.

- Nie ściemniaj. Widziałem cię. A zdjęcie?

- On ci je zostawił. Obserwował cię, więc ja również. Nie zabiłem ani jej, ani innych. Zostawił ci zdj...

- Czekaj. Innych?

- Tak. To morderca i to niejednokrotny. Włada specjalnym rodzajem płomieni, Płomieniem Ostatecznym, które nic nie zostawiają. Moim zadaniem jest go złapać. Mam go dorwać, ale drań ciągle atakuje ludzi. Planował masowy atak tutaj, w kanałach, więc się tutaj przeniosłem. Jednak jednocześnie zaatakował was. Wie, jak zranić człowieka - głos tego chłopaka był martwy. Spokojny, opanowany i zimny. Przełknął ślinę. - Nie wiem, co jeszcze mogę powiedzieć.

- Jak on wygląda?

Najwyraźniej to nie ten chłopak, ale lepiej mieć na niego oko. Nie żebym mu ufał. Udam, że tak, a jednocześnie będę się upewniał, że to on.

- Wygląda jak trzydziestoletni mężczyzna z poparzeniami trzeciego stopnia na całym ciele. Chodzi w jasnoszarym płaszczu przeplatanym szarym pasem. Coś jak długi szlafrok z kapturem. Jego oczy płoną.

- Rozumiem...

Nie rozumiem.

- Pomogę ci go dopaść - Jakbym cokolwiek potrafił. Gdyby ten chłopak chciał mnie zabić, już bym nie żył. Jest coś w jego sposobie bycia...

- Wybaczysz mi, że jej nie ocaliłem?

O proszę, niby taki martwy, a jednak wyrzuty sumienia ciągle gryzą. Skoro tak, to...

- Ale mam jeden warunek.

- Dajesz. Cokolwiek. Spełnię i przyjmę twoją pomoc.

Nie mogę się doczekać, aż to się spełni. Chcę patrzeć wtedy w te jego oczy.

- Kiedy go dorwiemy...

- No nie zacinaj się. Strzelaj.

- Będę mógł go zabić.

Zapadła cisza. Spojrzał na mnie. Miałem wrażenie, jakbym widział jego walkę z samym sobą. Jednak dobrze go oceniłem - pomyślałem, kiedy odezwał się po chwili, mówiąc:

- Zgoda. Mam go złapać żywego. Nie wolno mi go zabić, jednak to nie ja to zrobię. Złapię go żywego, a potem GO im zaniosę. W międzyczasie jeśli umrze, nie wpłynie to na moje zlecenie.

Uśmiechnąłem się. Kto dał mu to zlecenie?

- Kto cię wynajął?

- Nie wiem. Dostałem wiadomość przez pośrednika. Jednak propozycja, że tak powiem, nie do odrzucenia.

Przytaknąłem na znak, że rozumiem i pogrążyłem się w myślach. Co on mógł zrobić? Kim oni są? Zaraz. Przecież nie jestem w stanie go zabić. Chcę i jestem gotowy psychicznie, ale jestem za słaby. Muszę nauczyć się walczyć. Bić się. Zabijać. Spojrzałem na niego.

- Znam to spojrzenie. Dobrze. Będę cię szkolił.

- Kiedy zaczniemy? - wstałem. Uśmiechnął się i również wstał.

- TERAZ - nagle znalazł się tuż za mną, tak blisko, że aż czułem jego zimny oddech. W następnej chwili leżałem na drugim końcu pokoju zwijając się z bólu. Domyślałem się już wtedy, że czekają mnie ciężkie dni. Nie wiedziałem tylko, jak bardzo bolesne.

Prawdy - to co musicie wiedzieć. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz