9. Dzieliła nas tylko satyna.

6.6K 217 231
                                    

Czekałam na jego kolejny ruch, choć powinnam teraz wstać z łóżka i po prostu sobie iść spać gdzieś indziej. Nie wiem... Na kanapie, pod dywanem, na piasku, pod drzewem, leżąc na trawie albo po prostu na ulicy. Gdziekolwiek, byleby nie obok niego.

Przesunął dużą i ciepłą dłoń z boku mojej talii, zaraz na odsłonięte udo, którego nie zdołała zasłonić przykrótka satyna. Całe moje nogi opanowały dreszcze, ponieważ miałam wrażenie, jakby ktoś parzył mnie w nie wrzątkiem.

– Tak, Oktawia mi ją dała – odparłam mu po długim czasie, aby nie wykonał kolejnego ruchu. Nie chciałam, żeby robił cokolwiek pod wpływem alkoholu, czego mógłby żałować jutro, będąc już trzeźwym. – Nie dotykaj mnie.

– Raz mnie prosisz, a raz mi zabraniasz. Zdecyduj się – skwitował swoim pijackim tonem głosu, z którym obecnie miałam pierwszy raz styczność. – Jestem trochę pijany – przyznał szczerze i na szczęście bez dłuższego zwlekania, zabrał swoją dłoń z boku mojego zimnego uda. – Chyba mi zaczyna przy tobie odpierdalać – wymamrotał kończąc myśl.

– Dlaczego? – o tej samej chwili, gdy wypowiedziałam to słowo, drzwi od sypialni, otworzyły się gwałtownie z dźwiękiem, jakby od nich odpadła klamka.

Wystraszona ja, nagle odwróciła się do drzwi przodem, a co za ty idzie, też ujrzałam zarys Tymona w mroku.

– Ej, wstawaj – zaczął stojący w drzwiach Hubert, którego poznałam tylko po głosie, ponieważ wszędzie było prawie całkowicie ciemno. Jedynie jakieś drobne smugi światła z latarni zewnętrznej, trafiały do moich oczu przez dwa okna. – Mam problem.

– Jaki znowu problem? – zapytał szatyn od niechcenia, który leżał obok mnie.

– Okno mi się nie chce zamknąć, więc wieje mi do środka. Nie zasnę z otwartym – dobra, tego się nie spodziewałam. Zabrzmiało to trochę, jakby Tymon był jego starszym bratem, a on właśnie przyszedł go prosić o przeczytanie bajki na dobranoc.

– To weź to okno porządnie pizgnij z bara, a nie do mnie przychodzisz, jakbym był twoją matką, co ci okna zamykać musi, bo zimno – Tymon zrównał go z poziomem mojej pewności siebie przy ogromnej grupie ludzi. Ewidentnie pijani mężczyźni, to inny gatunek człowieka.

– Myślisz, że nie próbowałem? – wyrzucił ręce w powietrze i oparł się bokiem o futrynę. – Ćwiczysz prawie cały czas na tej swojej siłowni, to powinieneś dać radę, o ile nie wypadniesz przez nie w pierwszej kolejności.

– Już idę – rzucił krótko i zaczął się leniwie wydostawać spod kołdry.

– Dlaczego? – powtórzyłam pytanie, łudząc się, że mi na nie sensownie odpowie. Moja głowa pękała od nadmiaru myśli, więc musiałam.

– A dlaczego miałoby mi akurat przy tobie nie odpierdalać, skoro jestem chory psychicznie? – wstał z łóżka, zrobił kilka kroków w stronę drzwi i tylko na chwilę się do mnie odwrócił, żeby mi to oznajmić mrocznym i tajemniczym tonem głosu.

Nic z tego nie zrozumiałam. Drzwi się za nimi zatrzasnęły, zostawiając mnie samą z jeszcze większym bałaganem pośród myśli. Z wrażenia, ustawiłam się w pozycji siedzącej, a mój oddech przyspieszył. Zacisnęłam swoje dłonie w pięści, jakbym chciała kogoś nimi pobić i podkurczyłam nerwowo nogi pod brodę.

Nie mówił poważnie. Przecież Tymon był teraz pijany.

Długo nie wracał. Okropnie mi się dłużyło, jakby każda minuta trwała godzinę. Jeszcze gdyby nie zostawił mnie z takim osobliwym zdaniem myślę, że czas płynąłby mi teraz trochę szybciej. Na pewno bym się tak nie zaniepokoiła i zdziwiła. Większa część mnie była niby przekonana, że on tylko bredził po pijaku, ale jakaś jedna komórka, podpowiadała mi, aby nigdy nie być czegoś w pełni pewnym.

PRIVATE SCHOOL Wciąż uciekamy [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz