31. Diana.

4.3K 155 207
                                    

Lepiej nie uzewnętrzniać się przed ludźmi, którym nie ufamy. Jednak czasami w wyniku emocji, wepchnęlibyśmy drugiego człowieka w ogień. Dlatego właśnie gubimy samych siebie. Tak jak ja dzisiejszej nocy.

Wyszłam z pokoju kierując się ku łazience. Muzyka tak głośno leciała z głośników wręcz rozsadzając głowę basem, że pukanie w drzwi było bezsensowne. Pociągnęłam za klamkę, która pozwoliła mi na otwarcie bramy imprezowej świątyni. Zastałam tam okropny bałagan, co mnie ani trochę nie zdziwiło. Mimo tego doprowadziłam się szybko do stanu przypominającego jakkolwiek Nadię Mason. Przynajmniej uda miałam już czyste.

Po wyjściu z łazienki postanowiłam po prostu usiąść na kanapie pośród świetnie bawiących się ludzi z butelką wódki w ręku. Luksusowy alkohol, ludzie z na pozór dobrych domów, atmosfera amerykańskiej imprezy, mieszkanie z marzeń niejednej osoby i ja. Zagubiona nastolatka pośród tego, co zamiast poprawiać mi nastrój, jeszcze bardziej go pogarszało. Sączyłam procenty ukryte w bezbarwnej cieczy, jakby była napojem bogów, a wykręcała twarz. Nie smakowała, choć ludzie potrafili się nią delektować. Przynajmniej tak sobie wmawiali, że to nie pijaństwo.

– No ładnie, ładnie... – głos Cadena nad moim uchem przypomniał mi, iż on też tu był. – Mogłaś powiedzieć nam w twarz, że nie chcesz z nami iść na imprezę i wybierasz inne towarzystwo, a nie udawać chorą.

– Świetnie po prostu. Jeszcze niech z wami się pokłócę.

– Spokojnie, Nadia. Nie zjemy cię za to – blondyn powędrował na kanapę wyłaniając się zza moich pleców. Kilka sekund później po mojej prawicy zasiadł Hubert.

– Jesteś pewien? – czarnowłosy puścił oczko do swojego chłopaka, a mi stanęło serce na moment.

Brunet albo był za bardzo pod wpływem, albo ta impreza tak na niego źle działała. Ugryzł on mnie bowiem znienacka w płatek ucha.

– Upijasz się sama? Bez gospodarza? – znowu dociekał. Caden znów to robił.

– Nie obchodzi mnie ten człowiek. Przyszłam tu dla Natana.

– Więc gdzie twój Natanek?

– Uciekł i mu się nie dziwię – odparłam wstając z kanapy oraz przekazując im wódkę.

– Mhm... – zawołał dosadnie Hubert, który chyba swoje wiedział. – Jak było?

– Co jak było? – zupełnie go nie rozumiałam.

– W sypialni Tymona.

Zaiste. Ludzie mają oczy. Ów narząd posiadają, by widzieć. Każdy imprezowicz więc musiał ujrzeć sławnego Hoffmana duszonego przez Natana i wydarzenia po tym incydencie. To, jak Tymon wręcz wciąga mnie do swojej komnaty. Kilkanaście minut naszej nieobecności, już świadczyło o tym, że na pewno nie rozmawialiśmy przez ten cały czas przy kawie i ciastku o spokojnych oraz nieco znudzonych tonach. Dwójka młodych ludzi znika na imprezie – wszystko jasne.

– Oczekujesz odpowiedzi, że mnie cudownie i namiętnie kochał?

– Samo kolokwialne wypieprzył wystarczy. – Heath przesadził, dlatego uciekłam od nich, zanim którykolwiek zdążył za mną wstać.

Szłam korytarzem przed siebie słysząc wesołą melodię utworu Candy autorstwa Machine Gun Kellyego i Trippiego Redda. Ta muzyka bardzo nie pasowała do mojego obecnego stanu emocjonalnego, który był rozchwiany bardziej od wisielca podczas wichury. Z wierzchu wyglądałam na w miarę normalną nastolatkę, którą nie byłam. Zamiast tego mrok, jaki pojawiał się za mną, przytwierdzał wszelkie nieszczęścia do mej skóry. Skóry, która została pozbawiona blasku.

PRIVATE SCHOOL Wciąż uciekamy [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz