14. Znam umiar.

5.8K 182 222
                                    

Twarz Tymona nieco pobladła, gdy właśnie zdał sobie sprawę, co powiedział i przy kim. Jakim cudem jeszcze nie zabiłam tego szatyna? Przecież on mi potrafił tak podnosić ciśnienie, jak nikt inny. Umiał dokładnie to, w czym ja byłam specjalistką. Mianowicie potrafił palnąć głupstwo w bardzo nieodpowiednim momencie, miejscu i przy niewłaściwych osobach.

– Chyba się od ciebie zaraziłem złym wyczuciem w mowie – stwierdził chłopak, stojący obok mnie i się ewidentnie załamał samym sobą, łapiąc się za czoło, spuszczając głowę w dół oraz przymykając oczy.

– Aż tak się tego wstydzisz? – zapytałam, gdy moja złość zaczęła przeradzać się w smutek. Właśnie coś sobie uświadomiłam.

– Jeśli komukolwiek puścisz parę z ust na ten temat, to wiedz, że już się nie znamy – Hoffman wyparował ode mnie z tymi za ostrymi słowami na ustach. Bardzo bolały... Zupełnie jakbym słyszała, że jestem ostatnią szmatą.

– Nikomu nie powiem. Możesz być pewny i spokojny – Richard zapewniał Tymona, a ja właśnie siadałam z wrażenia w przymierzalni, ponieważ zakręciło mi się w głowię.

Nawet mi nie odpowiedział.

Wyszłam stamtąd obwieszona ubraniami na miękkich nogach. Naprawdę wolałam tego nie wiedzieć. Lepiej jakbym wciąż żyła pozbawiona świadomości, że Tymon się wstydzi tego, iż uprawiał ze mną seks. Matko, mógł chociaż skłamać, aby mi nie było tak przykro. Przecież niekiedy kłamstwo jest lepsze od brutalnej prawdy.

Płacili za ubrania, a ja już chciałam od nich uciec. Nie mogłam spojrzeć po tym wszystkim w ciemne oczy Hoffmana. Ja wiem, że nie mam wysoko postawionych oraz bogatych rodziców, nie posiadam aż takiego idealnego wyglądu niczym on, ledwo mi starcza na jedzenie, prowadzę życie pechowca i pracuję u jego babci jako pomoc domowa, ale chyba każdy człowiek, który nikogo nie krzywdzi swoim istnieniem, zasługuję na choć trochę szacunku.

Mógł kłamać.

– Nadia? – podszedł do mnie Richard z torbami w rękach, kiedy Tymon kończył płacić. – Mam nadzieję, że się na mnie nie obraziłaś za słowo zaliczyłeś. Wiem, że ty nie sprawdzian. Powiedziałem to w nagłym przypływie emocji. Sama rozumiesz. Ta informacja mną trochę wstrząsnęła.

Chociaż Tymon przyjaciół ma normalnych i bardzo miłych.

– Daj spokój. Absolutnie się nie gniewam.

– Cieszy mnie to – zarzucił pewnie na moje barki, swoją rękę i przyciągnął mój bok do swojego. – Idziesz dziś z nami do klubu. Nie chcę słyszeć nawet jednego słowa sprzeciwu.

– Ale ja...

– Ci... – przerwał mi. – O czym mówiłem kilka sekund temu, hm? Żadnego sprzeciwu. Uwierz, że nie będziesz niczego żałować. Byłaś kiedyś w jakimś warszawskim klubie nocnym na szczycie wieżowca?

– Nie.

– To będziesz – odparł radośnie i mnie puścił.

– Nie będę, bo nie mogę. Muszę kupić ziemniaki jednej osobie i je do niej dostarczyć. Wiem, że to brzmi co najmniej dziwne, ale ta sprawa jest cholernie ważna.

– Dobra, nie będę w nią wnikać – ruszył za swoim przyjacielem w kierunku wyjścia, więc szłam teraz u jego boku za Tymonem. – Wiesz, że do nocy jest jeszcze dużo czasu, przez który zdążyłabyś dostarczyć ziemniaki nawet kosmitą?

– Wiem, ale nie mam nastroju na imprezowanie.

– Będzie Hubert – wypalił nagle mulat, gdy dostrzegł na wyświetlaczu swojego telefonu wiadomość w powiadomieniu.

PRIVATE SCHOOL Wciąż uciekamy [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz