22. Siódmy pasażer i ósme piekło.

4.3K 174 110
                                    

W życiu każdego człowieka nadejdzie moment, gdy skrajnie przeraźliwe myśli, zahaczą o te, jakich nigdy wcześniej nie doświadczaliśmy. Zupełnie nieznane i niemożliwe do wyjaśnienia niczym wody Trójkąta Bermudzkiego. Stoimy z nimi pośrodku niczego, zastanawiając się co zrobić, aby nie przepaść bez wieści w niewyjaśniony sposób. Wyglądamy za pomocą, czekamy i wciąż uciekamy. Z każdą sekundą znikamy coraz bardziej ze świata. Klękamy, zniżamy swój majestat, by w końcu upaść, żeby pozostało po nas trochę drewna i za dużo kilogramów granitu.

Tylko wspomnienia wydają się wieczne, choć nie są. Umrą razem z ostatnią osobą, jaka będzie o nas pamiętać. Uciekniemy na zawsze niczym balon wypełniony helem, którego przypadkiem wypuszczono bez powiedzenia leć.

Odwróciłam powolnie swoje obolałe ciało w stronę ledwo żywego szatyna. Nieobecną twarz chłopaka oświetlały latarnie uliczne docierające do sypialni przez pokaźnych rozmiarów szyby. Ciężko oddychał poprzez rozchylone usta, jego loczki brudne od krwi, opadały mu na jedną stronę pod wpływem grawitacji, a przymknięte powieki Tymona wydawały się za ciężkie na otwarcie. Odnosiłam wrażenie, jakby już nigdy miał ich nie rozchylić.

– Kogo? – szepnęłam, a jedna łza spłynęła mi na lodowaty policzek. Nadal nie puszczałam tej potężnej dłoni, która zapewne pozostawała spowita krwią.

– Leży w kuchni – odkaszlnął zaciskając powieki i gryząc swą dolną wargę.

Powstrzymywał się od płaczu, czy już płakał?

– Znam tę osobę? – pytałam ustawiając swoje ciało w pozycji siedzącej z zawrotami głowy.

Chyba doszczętnie straciłam wiarę w rzeczywistość. Wciąż wrażenie snu na jawie nie opuszczało mego umysłu. Nie wiem, czy to dobrze, czy też nie. Być może lepiej dla mnie, że słabo kontaktowałam. Wewnętrzny niepokój mógłby mnie wówczas pokonać. I wiedziałam, iż coś ze mną wygrywa, jednocześnie przegrywając z samym sobą. Czułam się jak ptak idący środkiem drogi podczas deszczu z połamanymi skrzydłami. Cud, że jeszcze posiadałam jedną w pełni sprawną nogę.

– Tak.

Jakby grom z nieba przeszył me ciało na wylot. Cała się spięłam od czubka głowy po palce u stóp. Posąg przy mnie byłby bardziej żywy aniżeli ja po jednym krótkim słowie brązowookiego, wypowiedzianym z brutalnym wydźwiękiem. Hubert, Richard, Kornelia, Oktawia, czy jeszcze ktoś inny, kto znalazł się w Ahlbeck, a go znałam? Ofiarą Hoffmana mógłby być nawet Caden albo Natan. W tym momencie wszystko zaczynało po woli do mnie docierać, a ja stopniowo doprowadzałam samą siebie do szaleństwa przez natłok za intensywnych myśli.

Wplotłam nerwowo dłonie pomiędzy swoje potargane brązowe pasma i zacisnęłam je na nich, jednocześnie przymykając bezsilnie powieki. Czułam pod nimi łzy. Mój zaciśniętym w supeł żołądek nie pomagał. Ledwo zwlekłam się z łóżka. Stałam na miękkich nogach, lecz w każdej chwili mogłam upaść. Oddychałam ciężko, ale nadal nie aż tak jak szatyn.

– Nie budź ich – wychrypiał i przeraźliwe zakaszlał, jakoby miał zaraz wypluć swe płuca. – Zostań przy mnie – ledwo mówił przezwyciężając kaszel, gdy tylko ruszyłam ku wyjściu z pokoju. – Nadia... – błagalny ton. Działał on dość mocno, choć do wygranej mu dużo brakowało.

Nienawidziłam Tymona Hoffmana, a jeszcze bardziej niż jego, tego współczucia, które sprawiało, że było mi go teraz szkoda.

Nie odpowiedziałam mu. Łzy rozpoczęły zalewanie moich oczy, kiedy nacisnęłam na klamkę, pozostając w samej bieliźnie. Dopiero teraz zorientowałam się, że cała drżę ze stresu i strachu. Przeżywałam zupełnie nowe doznania, w obliczu których nigdy nie chciałam stanąć. Zawiasy zaskrzypiały cicho, toteż niepewnie przeszłam przez drzwi, powstrzymując swój organizm od zwymiotowania. Na korytarzu było dużo ciemniej aniżeli w sypialni, więc zostałam zmuszona zapalić światło, co uczyniłam. Dopiero po wykonaniu tej czynności zorientowałam się, iż mam całą dłoń w świeżej krwi, którą nieświadomie pobrudziłam przełącznik.

PRIVATE SCHOOL Wciąż uciekamy [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz