18. Kilka metrów w głąb ziemi, trochę drewna i za dużo kilogramów granitu.

5K 190 153
                                    

Ja naprawdę przepraszam za ten rozdział. Wszystko niechcący, ale za to zaczynamy rok na pełnej.

Jedna dłoń na jednym policzku. Dwie wargi na dwóch wargach. Synchronizacja ruchów, oddechów, pragnień. Wydawałoby się, że jest to proste. Może i by było, gdyby owa druga istota nie potrafiła myśleć, a my rozważać nad tym, o czym w danej chwili przychodziło jej marzyć. Mogła całować z chęci czerpania korzyści bądź z miłości albo przywiązania. Prawdę znała jednak tylko ona. Osoba, z którą to my godziliśmy się na odwzajemnianie niewiadomych zamiarów.

Właśnie nad tym się zastanawiałam, kiedy jadłam płatki bez mleka przy blacie kuchennym, siedząc na krześle barowym. Jedni kłócą się co jest pierwsze, a drudzy śmieją im się w twarze, podczas łamania schematów. Wlepiałam pusto swój wzrok w Cadena nagie plecy, który pochłaniał usta swoje kolegi albo przyjaciela na kanapie. Nawet nie wiedziałam, ile ich łączyło. Był to kolejny przypadkowy mężczyzna w tym mieszkaniu, jakiego zaprosił blondyn z lekko falowanymi włosami. Codzienność.

– Chciałbym, aby ta noc nigdy się nie skończyła – usłyszałam podniecony głos nieznajomego mi szatyna, skierowany do Cadena Daltona, a nie mnie.

– Chciałabym, aby ta noc szybko się skończyła – rzuciłam w dość nieodpowiednim momencie, kończąc jedzenie i wstałam. – Cholera... – przeciągnęłam z pełną buzią, ponieważ jeszcze gryzłam. – Chyba okresu dostałam – stwierdziłam czując przypływ niechcianej wilgoci.

– Nadia! – wypowiedzieli w tym samym momencie podniesionymi głosami, a ich oczy zwróciły się nagle ku mnie. – Nie psuj nam atmosfery – teraz rzekł tylko blondyn.

– Wybaczcie. Już sobie idę – podniosłam ręce w geście obronnym i ruszyłam w kierunku łazienki.

Moje przypuszczenia się sprawdziły, toteż musiałam zmienić całą dolną garderobę. Byłam przekonana, że nadejdzie to jednak pojutrze, ale cóż... Życie lubiło mnie zaskakiwać. Nie znosiłam niespodzianek, aczkolwiek zawsze lepszy okres niż dwie kreski na teście. Coraz bardziej zazdrościłam Cadenowi. Miał sporą siłę, nie posiadał miesiączki, potrafił lepiej czesać i malować, aniżeli ja, a na dodatek wszyscy homoseksualni mężczyźni lgnęli do niego jak muszki do miodu.

Niech się bawią, póki młodzi. Postanowiłam ofiarować całe mieszkanie chłopcom, wychodząc z niego. Dawno nie byłam u mojej rodziny na cmentarzu. Panowała obecnie noc, ale ja i tak zdecydowałam się tam pojechać. Pieniędzy nie mam, strach chwilowo opuścił moje ciało, a na życiu mi nie zależało. Co się może złego stać? Przecież bardziej nie da się mnie skrzywdzić niż los zranił mą duszę, o ile ją posiadałam. Większość ludzi jest zdolna wytrzymać wszystko, dopóki to coś nie dotyczy jego bliskich, których kocha nad życie.

Brama cmentarza nie różniła się niczym od pogrzebu mojego ojca. Najpierw odszedł on, następnie mama, a na końcu mały Staś. Odchodzili kolejno, jakby zanikając stopniowo. Osoby kochające mnie, ostatecznie odeszły daleko. Ile jest więc warte ludzkie istnienie, gdy nie masz kogo kochać i nie jesteś kochanym? Mogę zniknąć w każdej chwili. Chociaż tyle plusów z minusów...

Los to kpina.

– Tęskniłam – wypowiedziałam smutno ze świeczkami w oczach, stojąc nad skałą magmową. Już mogłam stać tylko nad nią...

Granit – teraz to robiło za ich kołdrę. Człowiek zamieni się w sam pył i kości, niezależnie od przebiegu jego życia. Nieważne, czy był majętny, czy zmarł z głodu. Nieistotne, ile ważył, gdzie mieszkał, czym się zajmował, jak idealny wygląd miał. Wszyscy przychodzimy na świat w ten sam sposób, więc każdy skończy bliźniaczo.

– I tyle jesteśmy warci – zaczęłam szeptać do siebie, jakbym siedziała pośrodku izolatki z podkurczonymi nogami w szpitalu psychiatrycznym przez lata. – Kilka metrów w głąb ziemi, trochę drewna i za dużo kilogramów granitu.

PRIVATE SCHOOL Wciąż uciekamy [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz