Zadał mi niezwykle trudne pytanie, więc chwilowo zaniemówiłam. Cokolwiek bym na nie odpowiedziała, to i tak będzie źle. Zaczęłam bowiem udawać, że nie wiem o co mu chodzi. Nie odparłam mężczyźnie, który mógłby być moim ojcem i miałam gdzieś jego osobę. Czasami milczenie jest koniecznością, a nie tylko złotem, choć pewnie ten szatyn wiedział swoje. Richard zapewne nie mógł zawrzeć zębów jak ja, mówiąc mu, iż mnie zna. Błagam, niech oni wszyscy o tym zapomną. Ta stówa ewidentnie nie była tego warta.
– Nie ma Pani ochoty na rozmowy, rozumiem – na szczęście postanowił nie drążyć tematu i już się skupiał tylko na mojej nodze.
– Dokładnie. Jestem bardzo zmęczona – odparłam wpatrując się w biały sufit, gdzie jedna świetlówka się przepalała.
– W takim razie, niech da się Pani zaprosić na obiad do wyśmienitej restauracji, to tam porozmawiamy – co za natrętny człowiek. Pragnę wymazać go sobie z pamięci, a on mi jeszcze wspólny obiad proponuje.
– Proszę wybaczyć, ale nie mam czasu – skłamałam mając ochotę na pyszny obiad w luksusowej restauracji, aczkolwiek nie z nim.
– Wielka szkoda, że muszę się nacieszyć samym zszywaniem Pani rany – odparł dość smutno, a ja na niego spojrzałam krytycznym okiem.
Ręce mężczyzny chodziły jak w zegarku. Wykonywał sprawne oraz pewne ruchy, co świadczyło o tym, że już trochę przepracował jako lekarz. Naprawdę wielka szkoda, iż okazał się być wujkiem Richarda oraz osobnikiem, który nie potrafi puścić kobiety, gdy ta tego pragnie. Wtedy zapewne był pijany, ale i tak go to nie usprawiedliwiało. Wówczas trzymał się na nogach, więc nie wypił za dużo. Za te propozycje seksu, byłabym mu skłonna przebaczyć, aczkolwiek przesadził tym ściskanie mego ciała przy sobie.
Nie odezwał się już do mnie podczas zszywania rany. Nawet nie odparł mi słowem pożegnalnym. Pielęgniarka wywiozła w końcu moją osobę na korytarz z opatrunkiem zawiązanym wokół lewego uda. Nie zaczekał. Przywiózł mnie i uciekł. Z racji, iż nie zastałam Tymona w czerni na korytarzu, poczułam nagły niepokój, że jestem teraz znów zdana na samą siebie jak zawsze. Nawet nie posiadałam przy sobie telefonu, ponieważ go nie zabrałam z mieszkania, aby odpocząć od technologii. O pieniądzach nie wspomnę. Mysz kościelna wychodzi przy mnie na milionerkę. Na domiar złego, nie byłam w stanie samodzielnie chodzić. Gdyby nie Caden, byłabym w czarnej... Po raz setny, zostałam zmuszona przez los, aby błagać przemiłego blondyna o pomoc. Kolejny raz potrzebowałam tych silnych ramion jak tlenu.
Pożyczyłam telefon od pielęgniarki, zadzwoniłam z niego po chłopaka i czekałam porzucona niczym stary oraz schorowany pies. Nie chciałam martwić niepotrzebnie Cadena, więc przekazałam mu tylko, że nic mi nie jest i potrzebuję, aby po mnie przyjechał do szpitala. Łzy znów zaczęły płynąć w dół po moich policzkach z bezsilności. Strach co będzie dalej, nie opuszczał mego ciała nawet na moment. Ta noc się skończy i co dalej? Mam żyć ze świadomością, iż w tym mieście grasują psychopaci, którzy są zdolni do zabicia mojej osoby?
– Nadia? – odetchnęłam z ulgą, gdy moim oczom ukazał się wyłoniony zza zakrętu Caden, który prawie biegł szpitalnym korytarzem. Jego przerażona mina, wyrażała więcej niż pięć tysięcy słów.
Udałam się na cmentarz, między innymi z chęcią stworzenia mu warunków do idealnej zabawy bez ograniczeń z szatynem, a teraz popsułam mu ją jednym telefonem. Jak zawsze chciałam dobrze, ale wyszło nader tragicznie. Dopiero teraz zaczynało docierać do mnie, iż ja świetnie trafiłam ze współlokatorem, aczkolwiek on niekoniecznie. Byłam dla niego ciężarem oraz dodatkowymi problemami, które miał na głowie. Bardzo te myśli mnie bolały, bo ostatnim co chciałam, to komuś ciążyć. Caden Dalton jest naprawdę za dobrym człowiekiem, który nie zasługuje na przyjaźń ze mną.
CZYTASZ
PRIVATE SCHOOL Wciąż uciekamy [ZAKOŃCZONE]
Romance~prawo, prywatna szkoła, grupka przyjaciół, nielegalne wyścigi, Dallas, wpływowi ludzie i zatargi~ W TRAKCIE KOREKTY I REDAGOWANIA Nadine Mason jest nazbyt doświadczoną przez los dziewczyną, która dosłownie traci wszystko w swoje osiemnaste urodziny...