Każda sekunda upływała niczym odliczanie do wybuchu bomby. Czerwony kolor dostający się przez przednią szybę wypalał moje oczy jak spojrzenie na brązowe tęczówki Tymona. Moja dłoń zaciskającą się na czerwonym pasie była cała spocona. Błagałam w myślach sygnalizację, aby się nie zmieniała. Znacznie cichsze pomruki czerwonego demona pozwalały myśleć, lecz nie potrafiłam racjonalnie. Skierowałam wzrok na ideał piękna siedzący obok, którego kącik ust powędrował w górę, podczas gdy mnie mierzył jednocześnie obserwując światło. Czułam na sobie ten przeszywający wzrok głodny władzy.
Zapaliło się pomarańczowe.
Przymknęłam oczy słysząc każde uderzenie swojego serca oraz wstrzymałam oddech. Chwila, której się obawiałam miała zaraz nadejść. Coraz głośniejszy ryk, przy którym ten lwa był niczym piski małego kotka.
Spojrzałam w prawo na stojące obok nas żółte Ferrari, jakie prowadził blondyn. Moje ciało zostało wciśnięte nagle w fotel, gdy usłyszałam dźwięk, jakoby sam szatan wołał na ucztę. Hoffman najprawdopodobniej wcisnął pedał gazu do podłogi, ponieważ miałam wrażenie, jak byśmy mieli zaraz się oderwać od asfaltu. Polecieć do gwiazd, dotknąć ich i spaść na brudną ziemię.
Zamiast widoku Ferrari przez boczną szybę, dostrzegałam szybko mijane dobrze oświetlone otoczenie. Przed nami nagle pojawił się na skrajnym lewym pasie czarny Chevrolet, który był coraz bliżej nas. Szatyn jednak zamiast zwolnić, jeszcze bardziej przyspieszył, a ja czułam się jak na torze wyścigowym, aczkolwiek było tu dużo niebezpieczniej. Kilka metrów przed czarnym pojazdem, mknął niebieski środkowym pasem, który wyprzedzał ciężarówkę z prawego pasa. Tymon musiał zwolnić, by nie uderzyć w któryś z tych trzech ofiar losu.
Nie zwolnił.
Ustawił Maserati pomiędzy czarnym a niebieskim samochodem, które trochę się rozsunęły dając mu pole do popisu. Przedarł się przez nie niczym strzała, gubiąc Ferrari. Spojrzałam przestraszona na licznik, który pokazywał już liczbę większą od dwustu. Nie jechaliśmy, lecz lecieliśmy samolotem. Przynajmniej miałam takie wrażenie. Nawet się nie orientowałam, a zaciskałam uda oraz dłonie. Świat uciekał za szybko, ale nie prędzej od moich nadzieji na wyjście z tego samochodu o własnych siłach.
Mrożąca krew w żyłach mina chłopaka sprawiała, że wolałam patrzeć na wielkie dłonie ściskające nerwowo kierownicę. Miałam ochotę coś powiedzieć, aczkolwiek te demoniczne dźwięki by mnie zagłuszyły. Mogliśmy w każdej sekundzie zginąć razem pośród drogiej blachy, ale brnęliśmy dalej. Asfalt był dziwnie gładki, natomiast noc osobliwie emocjonalna. Tylko mocne bicie serca utwierdzało mnie w tym, iż jeszcze żyłam. Zanikałam jak każdy odcinek przerywanej linii. Już prawie mnie nie było.
– Tymon – mimo wszystko zawołałam przez chrypę, choć wiedziałam, że nie usłyszy.
Głośniejszy ryk, dwieście pięćdziesiąt dwa na liczniku i trzy pasy. Wszystkie przed nami zajęte. Tymon zaczął trochę zwalniać, a z boku wyjechało nam inne Maserati. Białe, więc wiedziałam czyje. Próbowało nas wyprzedzić oraz zajechać nam drogę, toteż brązowooki znów przyspieszył, a byliśmy zdecydowanie za blisko innych uczestników ruchu, którzy zaczęli opuszczać skrajny lewy pas zbyt późno. Przerażenie paraliżowało moje wszystkie mięśnie. Nie czułam swojego ciała, jakie było wciskane w czerwony skórzany fotel.
Spojrzałam w prawy bok przez boczną szybę, w której ujrzałam równo jadące z nami Maserati. Odwróciłam głowę w tył pomiędzy siedzeniami, kolejno dostrzegając Ferrari siedzące nam na ogonie. Byliśmy otoczeni niczym w pościgu. Uciekaliśmy jakby goniła nas policja, a szatyn obok mnie zachowywał spokój jak geek podczas picia kawy w kawiarnii.
CZYTASZ
PRIVATE SCHOOL Wciąż uciekamy [ZAKOŃCZONE]
Romance~prawo, prywatna szkoła, grupka przyjaciół, nielegalne wyścigi, Dallas, wpływowi ludzie i zatargi~ W TRAKCIE KOREKTY I REDAGOWANIA Nadine Mason jest nazbyt doświadczoną przez los dziewczyną, która dosłownie traci wszystko w swoje osiemnaste urodziny...