6

75 15 2
                                    

Pov. Antoni

Znowu szedłem tą samą ulicą do szkoły. Powoli przyzwyczaiłem się do tej monotonności. Te same drogi, domy, ta sama szkoła, ludzie, nauczyciele. To dobrze, rutyna jest w porządku.

Minęło już parę dni, nie czuje się jakoś super swobodnie, ale nie będę się tak czuł. Po prostu nie jestem już tak wystraszony.

Szedłem nie nadepując na przerwy między kostkami jakby to groziło śmiercią i rozpamiętywałem mini zawały serca podczas ostatnich dni.

"Wiadomo, że wojny napoleońskie zaczęły się w roku... Może Antoni nam powie?"

Może bym sobie przypomniał gdyby nie fakt, że jest to zbyt dużym zaskoczeniem żebym mógł pomyśleć.
Podejrzewam też, że żeby coś sobie przypomnieć najpierw trzeba to wiedzieć, z tym też może być kłopot.

Nie uczęszczam na zajęcia w-f.
Bo wiem z czym to idzie w parze.
Nie, nie mam na myśli wysiłku fizycznego, który swoją drogą też mnie odstrasza.
Mówię o Aronie i Williamie. Głównie o Aronie. Unikam go jak mogę, nigdy nie patrzę w jego stronę.

Chyba o mnie zapomniał.

To nawet dobrze, uczucie adrenaliny
gdy czułem na sobie jego oddech było hipnotyzujące... Jednak niebezpieczne.

Parę kwestii w jego temacie nie daje mi spokoju. Jestem tchórzem, ale ciekawskim. To zdecydowanie najgorsze połączenie.

Williama też unikam, nie wychodzę na balkon.
Nie mamy jakiejś rozbudowanej, skomplikowanej relacji, ale jego obecność mnie trochę dekoncentruje.

***
Minęło niczym mrugnięcie a już siedziałem na przed ostatniej lekcji.

Barczysta pani Smith zapisywała coś na tablicy, nie słuchałem.

Chciałem powiedzieć, że nie zwracałem na nią uwagi jednak jej ubiór znacznie to utrudniał .

Wysokie żółte szpilki, zielone rajstopy, spódniczka w paski i golf w kratkę a na głowie złota opaska.

Ciężko było ją przeoczyć. Lubię tą panią, jest miła zawsze uśmiechnięta, oryginalna. Jednak nikt w klasie nie przykłada dużej wagi do jej słów, z tego też powodu zazwyczaj staram się utrzymać , chociaż pozory, słuchania.
Żal mi jej.

- Zrobiłaś zadanie na matematykę? - usłyszałem za sobą szept Susan. Z pewnością nie zwracała się do mnie.

-Kurwa... Było coś zadane? - Odszepnęła jej Flora.

Było. Mieliśmy na osobnej kartce rozwiązać jakiś arkusz z zadaniami. Dziś jest termin oddania tej pracy. Wykonałem ją, powiem nie skromnie, bez większego wysiłku.
Matematyka jest logiczna, zawsze coś wynika z czegoś. Nie ma tu miejsca na niepewność. Masz wzór a wynik może być tylko jeden.
Mimo to zdecydowanie jestem w stanie zrozumieć, że można sobie z nią nie radzić. Ja osobiście wolę język polski a nawet angielski.

Na lekcji polskiego nie jestem aktywny z prostego powodu, tutaj nie ma jednej dobrej odpowiedzi. Uwielbiam słuchać o interpretacjach wierszy, ale sam nie będę mówił jak ja to odbieram.

-No tak, stary Leon cię zabije. - Stary Leon to pan z matematyki. Rozbłysnęły mi oczy. Wywęszyłem dla siebie dobrą okazję.

Gdy do moich uczu dobiegł dźwięk dzwonka od razu się zerwałem.

- Idę - Rzuciłem szybko Gabrieli. Ona na mnie nie naciska, wiem, że nie będzie za mną biegła. Dobrze, że daje mi przestrzeń chociaż przez to codziennie zastanawiam się czy na prawdę mnie lubi.

Run the risk [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz